Festiwal Gdynia 2013. Polskie kino w dobrej formie

Na festiwalu Gdynia 2013 polski film zachwycił różnorodnością i wysokim poziomem artystycznym.

Publikacja: 15.09.2013 19:45

Agata Kulesza (z lewej) za rolę stalinowskiej sędzi w „Idzie” zdobyła nagrodę aktorską w Gdyni, obok

Agata Kulesza (z lewej) za rolę stalinowskiej sędzi w „Idzie” zdobyła nagrodę aktorską w Gdyni, obok Agata Trzebuchowska

Foto: KFPFF GDYNIA

Od kilku już lat czuło się zmianę pokoleniowej warty. Pojawili się nowi liderzy z Wojciechem Smarzowskim oraz Joanną i Krzysztofem Krauze na czele. Generacja czterdziestolatków wniosła na ekran świeże spojrzenie na naszą rzeczywistość i przeszłość, nową estetykę, odwagę w podejmowaniu niełatwych tematów. A już dołączają najmłodsi, ciekawi, bo wolni, nieobciążeni bagażem przeszłości.

Zobacz galerię zdjęć

O tym, jak bardzo ta mieszanka jest twórcza, przekonali się jurorzy, którym zabrakło nagród. Kilka przyznali ex aequo, a i tak nie wszystkie filmy zostały należycie uhonorowane. – Przepraszam kolegów, którzy wyróżnień nie dostali – oznajmiła na gali jurorka Agnieszka Holland.

Delikatne obrazy

Złote Lwy zostały przyjęte entuzjastycznie. „Ida” Pawła Pawlikowskiego jest filmem wybitnym. Nakręcona na czarno-białej taśmie, ascetyczna i skromna, niesie najtrudniejsze pytania. To nowa jakość, filmowa perła, łącząca artystyczne wyrafinowanie z psychologiczną prawdą, spojrzenie w przeszłość z diagnozą kondycji współczesnego człowieka. Jest rok 1961. Wychowana w klasztorze sierota, która wkrótce ma złożyć zakonne śluby, zostaje wysłana przez przeoryszę do krewnej, o której istnieniu dotąd nie wiedziała. Musi poznać swoje korzenie. Ciotka, stalinowska sędzia (zasłużona nagroda dla świetnej Agaty Kuleszy), powie jej, jak nazywa się naprawdę: Ida Lebenstein. Ale chcąc odnaleźć w wiosce pod Łomżą ślad rodziców, Ida usłyszy: „Tam Żydzi nie mają grobów”. Jej bliscy zginęli z rąk sąsiadów, którzy zajęli ich dom. Tylko ją, niemowlę, podrzucili księdzu.

Film Pawlikowskiego zrobiony jest bez zapiekłości i nienawiści. I dlatego – wyciszony i pełen bólu – poraża jeszcze bardziej. Przede wszystkim unika jednowymiarowości. Jest w nim opowieść o próbie odnalezienia własnej tożsamości. O wchodzeniu w dorosłość. I wreszcie o wierze. Gdy przyszła mniszka postanawia w wiosce pod Łomżą odszukać ślady swojej rodziny, ciotka pyta: „A co będzie, jeśli tam pojedziesz i okaże się, że Boga nie ma?”.

Problemy wiary powracają w nagrodzonym Srebrnymi Lwami filmie Małgośki Szumowskiej. „W imię...” to historia księdza (wielka rola Andrzeja Chyry), który opiekuje się ośrodkiem dla trudnej młodzieży. I musi zmierzyć się z własnymi tęsknotami: nie oprze się urokowi młodego chłopaka ze wsi. Ale film Szumowskiej nie jest kinem gejowskim. To rzucona w realia mazurskiej prowincji opowieść o wielkiej samotności i zagubieniu. O zawiści i nietolerancji. A wreszcie o polskim katolicyzmie, pełnym pruderii i grzechów. We wspaniałej scenie procesji kamera pokazuje twarze ludzi. Idą wśród bicia dzwonów, a każdy ma szramę na sumieniu.

Polskie kino coraz śmielej odkrywa inność. Inny jest ksiądz z „W imię...”. Inni są młodzi bohaterowie „Płynących wieżowców” Tomasza Wasilewskiego, który z wielką delikatnością i przenikliwością obserwuje ludzi zagubionych, próbujących odnaleźć swoją tożsamość seksualną, ale i miejsce w życiu.

Twórcy dostrzegli też ludzi, których na margines życia wyrzuca kalectwo. Przykuty do inwalidzkiego wózka chłopak z ciężkim porażeniem mózgowym z „Chce się żyć” (Srebrne Lwy) chce udowodnić, że nie jest „rośliną” bez kontaktu, że myśli i czuje. Walczy o swoją godność i prawo do normalności.

Maciej Pieprzyca dokonuje cudu. Mamy skłonność do odwracania wzroku od kalectwa i cierpienia. W czasie projekcji „Chce się żyć” obserwujemy każdy gest i grymas niepełnosprawnego człowieka, a towarzyszenie mu w heroicznych próbach nawiązania kontaktu z otoczeniem staje się dla nas – podobnie jak dla jego rodziny – miarą naszego człowieczeństwa.

Lista niedocenionych

Nie zostało docenione przez jury „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego – historia niewidomego nauczyciela, który uczy swoich podopiecznych echolokacji rozpoznawania odległości przedmiotów dzięki odbijaniu dźwięków.

Żal tego filmu, podobnie jak wybitnej „Papuszy” Joanny i Krzysztofa Krauzów. Jeszcze jednej niezwykłej opowieści o inności, ale też o ginącym świecie. Ta historia romskiej poetki nie zdobyła laurów, na jakie zasługuje. Może nie do wszystkich przemówiła. Ale dla wielu widzów „Papusza” jest ważnym przeżyciem. Mnie zostanie pod powiekami na długo, razem ze swoim pięknem i niepokojem.

Listę tych, których brakuje w werdykcie, można by ciągnąć. Dawid Ogrodnik, odtwórca głównej roli w „Chce się żyć”, porównywany jest do Daniela Day-Lewisa w „Mojej lewej stopie”. Świetna Papusza Jowita Budnik. Przede wszystkim jednak dziwi niedostrzeżenie „Drogówki” Wojciecha Smarzowskiego. To jedyny film w konkursie, który ostro pokazuje kondycję współczesnej Polski. A przecież jeśli czegoś dzisiaj w rodzimym kinie brakuje, to właśnie opisu rzeczywistości polityczno-społecznej. Dobrze, że specjalną nagrodę dostała „Miłość”, pełen wrażliwości obraz o zwyczajnej, młodej parze, która musi walczyć z własnymi demonami i niedojrzałością w świecie pełnym korupcji i nieprawidłowości (znów kreacje Julii Kijowskiej i Marcina Dorocińskiego). Ale pominięcie filmu Smarzowskiego jest złym sygnałem płynącym od jury.

Na koniec warto zauważyć, że wśród wielu interesujących filmów zmienia się też sam festiwal. Od lat nie było w Gdyni tak dobrej atmosfery. Pokolenie, które dziś weszło do kina, stanowi świetną grupę. Każdy tworzy osobno, ale w powietrzu czuje się solidarność, radość, brak zawodowej zawiści. Festiwal jest dzięki temu miejscem przyjaznym. A trzyletnia kadencja Michała Chacińskiego popchnęła imprezę w dobrą stronę. Ostra selekcja wysoko winduje poziom przeglądu, coraz ciekawsze są wydarzenia towarzyszące. Bilety na seanse są wyprzedawane, kilku tytułom zorganizowano dodatkowe projekcje. Jest dobrze.

Dla "Rz": Paweł Pawlikowski, reżyser

Po premierze „Kobiety z piątej dzielnicy" poczułem potrzebę opowiedzenia czegoś prostszego, nie tak zagmatwanego.

Wróciłem do Polski lat 60., bo pozwoliło mi to wnieść na ekran coś z mojego osobistego bagażu. Wcale nie traktowałem tego filmu jako opowieści o rozrachunkach polsko-żydowskich. Staram się nie robić filmów „na temat". Interesowały mnie pytania o własną tożsamość. Także problem wiary. Czy da się ją zredukować jedynie do formuły Polak katolik, czy też jest w niej coś głębszego, szerszego, bardziej uniwersalnego? Interesowało mnie też zderzenie jazzu z jakimś zamkniętym światem. „Ida" to mój powrót do Polski. Ale takiej, jaką sobie wyimaginowałem, na jaką patrzę poprzez pryzmat swoich wspomnień z dzieciństwa i moich rodziców. Jest w tej opowieści pewien rodzaj smutku, który jest mi bliski. Poczucie szlachetnej porażki traktowanej z odrobiną humoru. Lubię w kinie pokazywać światy, w których sam chciałbym być.

—notowała bh

Zobacz zwiastun filmu "Ida"

Zwiastun filmu "W imię..."

Zwiastun filmu "Imagine"

Od kilku już lat czuło się zmianę pokoleniowej warty. Pojawili się nowi liderzy z Wojciechem Smarzowskim oraz Joanną i Krzysztofem Krauze na czele. Generacja czterdziestolatków wniosła na ekran świeże spojrzenie na naszą rzeczywistość i przeszłość, nową estetykę, odwagę w podejmowaniu niełatwych tematów. A już dołączają najmłodsi, ciekawi, bo wolni, nieobciążeni bagażem przeszłości.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 94% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów