Stworzył muzykę do ponad 50 filmów, w tym tak znanych jak „Makrokosmos", „Mikrokosmos" i „Oceany".
- Film to coś więcej niż narracja, dlatego próbuję stworzyć kontrapunkt – jakby nowego bohatera, podobnego do tych w filmie – opowiada o swojej pracy Bruno Coulais.
Ujawnia, że koszmarem jest dla niego prośba reżysera, by streścił film, bo nie tylko tego nie potrafi, ale i sama treść go zbytnio nie interesuje. Jest za to wrażliwy na światło i kolory. Tymi tropami podąża przede wszystkim oglądając – nawet przez kilka dni – filmowy materiał, zanim uzupełni go muzyką.
- Jeśli chodzi o muzykę – jest szalony – uważa Laurent Petit Girard, dyrygent i kompozytor. - Nie boi się skracania ani cięcia. To ktoś, kto nigdy nie jest przeciążony i zawsze szuka oryginalnych rozwiązań. Jego instrumentacja tworzy atmosferę w filmie.
Kieruje się zasadą, że „muzyka ma być elementem obrazu i wraz z nim wychodzić z ekranu, a nie istnieć na zewnątrz". Lubi to, co przeciwstawia się nauce oraz naturalne, niewytrenowane głosy, a chóry traktuje jak magiczny ubarwiający instrument. Coulais wyznaje też, że lepiej komponuje, gdy więcej czyta.