Awantura o księżnę w Cannes

Bzdurna bajka o Grace Kelly w środę na festiwalu, od piątku w kinach.

Publikacja: 15.05.2014 00:00

Nicole Kidman twierdzi, że swoją rolą chciała złożyć hołd Grace Kelly. Na zdjęciu z Timem Rothem, kt

Nicole Kidman twierdzi, że swoją rolą chciała złożyć hołd Grace Kelly. Na zdjęciu z Timem Rothem, który gra księcia Rainiera

Foto: AFP, Valery Hache Valery Hache

Korespondencja ?z Cannes

– Trudno sobie wyobrazić film, który lepiej otworzyłby festiwal canneński – mówi dyrektor imprezy Thierry Fremeaux.

Ma rację. „Grace księżna Monako" wydaje się wyborem idealnym. Kelly to legenda kina, laureatka Oscara za rolę w „Dziewczynie z prowincji", jedna z ulubionych aktorek Alfreda Hitchcocka. Jej małżeństwo z księciem Rainierem należy do żelaznego kanonu bajek XX wieku.

Zobacz galerię zdjęć

Do tego piękne krajobrazy Lazurowego Wybrzeża, podobne do tych, które widzowie mają przed oczami po wyjściu z Grand Theatre Lumiere. Monako jest przecież oddalone od Cannes zaledwie o godzinę jazdy samochodem... No i blichtr, który festiwal tak lubi: Nicole Kidman, zjawiskowa jako księżna i wspaniale prezentująca się na czerwonym dywanie.

Niby wszystko się zgadza. Poza jednym: „Grace księżna Monako" to niedobry film. Amerykańska bajka z happy endem, na dodatek w bardzo uproszczony i prymitywny sposób pokazująca konflikt między Francją i Monako.

Nieszczęśliwa księżna

W pierwszych scenach do pałacu książęcego w Monaco wchodzi pulchny, łysy mężczyzna. To Alfred Hitchcock, który swojej dawnej gwieździe chce zaproponować rolę w „Marnie". Wynagrodzenie: milion dolarów. Grace jest żoną europejskiego arystokraty, spowinowaconego z królami Szkocji i Napoleonem Bonaparte. Matką wówczas dwójki dzieci (czteroletni Albert i pięcioletnia Karolina robią trochę hałasu podczas spotkania matki z Hitchcockiem). A wreszcie księżną małego europejskiego państewka, wciąż średnio akceptowaną przez obywateli. Ale też piękną, 32-letnią kobietą uwięzioną w 235 komnatach pałacu. Rozczarowaną małżeństwem z władczym i nieszanującym jej Rainierem, pijącą w samotności, tęskniącą za światem, który zostawiła po drugiej stronie oceanu.

– Co się stanie, jeśli przyjmę propozycję Hitchcocka? Albo jeśli rozwiodę się? – pyta ojca Francisa Tuckera.

– Najbardziej ucierpią na tym dzieci – odpowiada duchowny. – Będziesz szczęśliwa, jeśli je jeszcze kiedykolwiek zobaczysz. Naród ci nie wybaczy, świat też przyjmie twoją decyzję z dezaprobatą.

„Grace księżna Monako" to bajka. Wszyscy to podkreślają.

– Nie czytałam pamiętników Madge Tivey-Faucon – powiedziała mi niedawno Parker Posey, która zagrała pokojówkę księżnej. – Producenci mnie od tego odwodzili. Nasza opowieść nie trzyma się w pełni faktów, jest fikcją.

Film Dahana to historia dojrzewania do roli żony, matki, władczyni. Moralizatorska, z przeraźliwie patetycznym happy endem. Wszystko jest tu zakłamane. Nie poznajemy prawdziwej Kelly – zakompleksionej dziewczyny, która w czasach hollywoodzkich zmieniała kochanków jak rękawiczki, a jej romanse, wybryki i ekscesy tuszowali bossowie studiów.

Nie widzimy potem jej samotności, a jedna czy dwie sceny, gdy Rainier na żonę krzyczy, nie oddają upokorzeń, jakie opisują jej biografowie. A wreszcie oglądamy konflikt między Rainierem i De Gaulle'em przedstawiony w sposób dziecinnie naiwny. Bo to jednak nie Grace Kelly uratowała niezależność Monako. Tak więc film Dahana poza piękną Kidman, wspaniałymi kostiumami i przepychem inscenizacyjnym oferuje jedynie bzdety do wyciskania łez.

Filmowe konflikty

W ubiegłym roku świat filmu obiegły plotki o konflikcie pomiędzy reżyserem Oliverem Dahanem a producentem. Harvey Weinstein chciał mieć amerykański, komercyjny hit, tymczasem Dahan próbował ponoć zrobić dramat o władzy.

Dzieci księżnej Monako – Karolina, Stefania i Albert Grimaldi zbojkotowały otwarcie festiwalu, zarzucając filmowi przekłamywanie historii, zarówno ich matki, jak i księstwa Monako. „To całkowita fikcja" – głosi oficjalny komunikat wydany przez biuro prasowe Alberta II. – Ten film nie powinien powstać – mówi Stefania w wywiadach. – Czytałam scenariusz, obejrzałam zwiastuny. Na pewno na niego nie pójdę.

– Nie ma znaczenia, czy dzieci Grace film obejrzą, czy nie – odparowuje Olivier Dahan. – „Księżna..." nie jest skierowana do nich.

A Thierry Fremaux na zarzuty odpowiada:

– Artysta ma prawo pójść za własną wyobraźnią, a festiwal canneński zawsze będzie tego prawa bronił.

I dodaje mało kurtuazyjnie:

– Rodzina Grimaldich nie mogła zbojkotować otwarcia festiwalu, bo nie była na galę zaproszona.

Tylko Nicole Kidman nie czuje się w tej atmosferze najlepiej:

– Rozumiem niechęć dzieci Grace – mówi. – Zrobiłam, co mogłam, żeby Grace złożyć hołd, ale sama byłabym zdeprymowana, gdyby ten film dotyczył moich rodziców.

To jednak tylko burza w szklance wody. Film po prostu nie broni się jakością. Jest bajką, którą organizatorzy festiwalu zaserwowali jakby na osłodę przed festiwalem, w którym dominują realistyczne, smutne obrazy współczesnego świata. Wielkich tragedii, które toczą się z dala od pałacu Grimaldich.

Czekając na premiery

W tym roku na Lazurowe Wybrzeże przyjeżdżają wielcy mistrzowie kina.  Swoje nowe filmy pokażą dwaj wspaniali Brytyjczycy: Ken Loach i Mike Leigh, amerykański gwiazdor i reżyser Tommy Lee Jones, kochający szokować Kanadyjczyk David Cronenberg i jego rodak, znacznie bardziej niszowy Atom Egoyan. Uczestnicy festiwalu czekają na nowe dzieła „tureckiego Antonioniego" Nuri Bilge Ceylana, a także Michela  Hazanaviciusa – autora niemego „Artysty", sensacji sprzed kilku lat. O trzecią w karierze Złotą Palmę powalczą hołdujący skromnemu, ale przejmującemu realizmowi belgijscy bracia Jean-Pierre i Luc Dardenne. Będą też obrazy wywodzącej się z dokumentu Japonki Naomi Kawase czy Xaviera Dolana – cudownego dziecka, od 19. roku życia hołubionego przez Cannes, i Andrieja Zwiagincewa, który debiutanckim „Powrotem" zdobył Złotego Lwa w Wenecji, ale odtąd swoje filmy przywozi do Francji. A wydarzeniem może się stać powrót na Croisette 83-letniego Jeana-Luca Godarda, który zaskoczy widzów obrazem w technologii 3D. Konkurs oceni jury pod przewodnictwem Jane Campion. Polscy artyści do Cannes szczęścia nie mają. Także w tym roku nasze filmy można znaleźć jedynie w sekcjach towarzyszących. Do Piętnastki Realizatorów trafiły dyplomowe, krótkie „Fragmenty" Agnieszki Woszczyńskiej z łódzkiej PWSFTViT, a do Tygodnia Krytyki animacja „Niebieski pokój" Tomasza Siwińskiego. W Piętnastce jest również koprodukcja argentyńsko-polska „Pod ochroną" Diego Lermana ze zdjęciami Wojciecha Staronia. —bh

Korespondencja ?z Cannes

– Trudno sobie wyobrazić film, który lepiej otworzyłby festiwal canneński – mówi dyrektor imprezy Thierry Fremeaux.

Pozostało 98% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu