No, właśnie. Mam w sobie mieszaną krew, babcia była Żydówką, dziadek – nie. Myślałem o tym, grając Pythona i Piotra. A w scenach mistycznych, w których wstępuje we mnie Hana, nie chcąc powielać banalnych klisz, znów wracałem do babki z czasów, kiedy miała 16 lat i żyła w czeskich Karpatach. Była typem chłopczycy, biegała z kumplami po drzewach i marzyła, żeby jak oni uczyć się Tory. Opowiadała mi o swojej pierwszej miłości i o karpackich krajobrazach przypominających miejsca pod Bochnią, gdzie kręciliśmy „Demona". I nagle całe jej życie się urwało, trafiła do Auschwitz. Dotknęła ją tragedia. Jak Hanę. Czy to nie jest jakiś znak, że po latach gram taką postać?
Podobno w czasie pracy nad „Demonem" przydarzyły wam się dziwne historie.
Już jadąc z Marcinem na zdjęcia, zgubiliśmy się. GPS zaprowadził nas do małego miasteczka z typową, dwupiętrową żydowską zabudową i zawiesił się. Na ekranie pojawił się napis: „teren nieznany". I nagle w środku nocy znaleźliśmy się przed dziwną budowlą, zaniedbaną, bez dachu. To była zapomniana synagoga. Nie było tam żadnej tabliczki, nikt o ten zabytek kultury żydowskiej nie dbał. Pomyślałem, że to dużo mówi o relacjach polsko- -żydowskich. Ale z kolei po przyjeździe do Warszawy w witrynie Teatru Żydowskiego widziałem plakaty spektakli według Hanocha Levina, Savyona Liebrechta. Wielki sukces odniósł tu mój kolega Etgar Keret. I jeszcze graffiti: „Żydzi, tęsknimy za wami". To dla mnie ekscytujące. Przeszłość to nie tylko fakty i daty, to stany umysłu. Jak w filmie Marcina, gdzie chwilami nie wiadomo, czy akcja toczy wśród żywych czy wśród umarłych. Można się rozliczyć z przeszłością. Pochować godnie kości znalezione po latach, znaleźć winowajcę i go ukarać. A jeśli szkielet zostanie w ziemi, w ukryciu? Wtedy okazuje się, że ten duch krąży. Jak w „Demonie". Dlatego film Marcina jest taki ciekawy.
Grał pan w tak świetnych filmach jak „Demon", izraelskie „Beaufort" czy „Liban". Więc chyba nie żałuje pan, że po wielu latach nauki porzucił pan dla aktorstwa muzykę?
W muzyce nuta „do" jest nutą „do". W aktorstwie żyjesz wśród wątpliwości: mówisz „do", a widz może usłyszeć coś zupełnie innego. Więc czasem żałuję tej utraconej pewności. Ale teatr zawsze był w moim życiu. Początkowo traktowałem go jako hobby, a potem wszystko się zmieniło. Teatr stał się wszystkim. Jest do dzisiaj. Zjechałem z nim pół świata.
Z „Hamletem" był pan również w Gdańsku.