Prawdziwa piłka jest w Toporzysku

– Nie chciałem zrobić filmu o piłce, tylko o ludziach i ich emocjach – mówi reżyser dokumentu „Trampkarze” Marcin Filipowicz.

Aktualizacja: 07.01.2016 15:19 Publikacja: 07.01.2016 15:10

Kadry z filmu "Trampkarze"

Foto: materiały prasowe/ Weronika Bilska

„Trampkarze” pokazują początkowy, a zarazem najtrudniejszy etap w życiu młodych bohaterów, prowadzący do spełniania ich marzenia. Głównym bohaterami filmu są dwaj bracia, 14-letni Mateusz oraz 13-letni Łukasz, mieszkający w niewielkiej górskiej wiosce na południu Polski. Ich marzeniem jest zostać profesjonalnymi piłkarzami. Film zyskuje uznanie wśród widzów i recenzentów. Pod koniec listopada otrzymał nagrodę Grand Prix międzynarodowego festiwalu producentów filmowych „Regiofun” w Katowicach.

"Rzeczpospolita": Ten film nie jest o piłce...

Marcin Filipowicz: I nigdy nie miał o niej być. Piłka nożna jest dla mnie tylko pretekstem, by opowiedzieć o tym, co najbardziej mnie w całej historii zainteresowało.

Co to takiego?

Nie mam brata, a niezwykle fascynuje mnie braterska więź, ich relacja, chciałem jej się przyjrzeć z bliska. Poza tym, jak wielu nastolatków, sam miałem kiedyś ambicję by grać w piłkę, ale szybko ją porzuciłem. Bohaterowie mojego dokumentu też stają przed wyborem, są w trudnym wieku. Byłem ciekaw, jak sobie z tym poradzą. Moje wcześniejsze dokumenty dotyczyły drogi – bohater miał cel, osiągał go, a ja kończyłem zdjęcia, wracałem do domu i zajmowałem się montażem. Ten dokument nie ma zamkniętego zakończenia, a między nami zawiązała się nieprawdopodobna więź. To było dla mnie ogromne wyzwanie.

Jak dotarł pan do swoich bohaterów?

Intuicja? Może trochę szczęścia? Kiedy dowiedziałem się, że szkoła mi zaufała i zaakceptowała mój pomysł, zacząłem jeździć na turnieje młodzieżowców i szukać grających w piłkę braci. Na jednym z nich, rozgrywanym pod Krakowem wyróżniało się dwóch chłopców, ale i pewien głośno dopingujący ojciec. Tak się cudownie złożyło, że była to jedna rodzina. Kiedy się poznaliśmy, zacząłem przyjeżdżać do ich domu w Toporzysku, niewielkiego miasteczka pod Jordanowem w Małopolsce. Najpierw bez kamery, potem już z kamerą, z operatorem. Zamieszkałem razem z nimi, wszystko trwało dość długo, prawie trzy lata. Wytworzyła się między nami intensywna, a zarazem bardzo ciepła relacja. Przyjęli mnie do siebie, a ja im się nie narzucałem. Polubiliśmy się.

W oczy rzuca się to, że pańscy bohaterowie nie są sztuczni, nie przybierają ról...

Rzeczywiście. Nie było tak, że gdy włączaliśmy kamerę, oni sztywnieli. Kamera gdzieś była, ale dość szybko o niej zapomnieliśmy.

Z czego to wynikało?

Chyba z ich dobrze rozumianej prostoty, zrozumienia, ciepła. Mietek i jego synowie nie chcą oszukiwać w życiu, więc przed kamerą nie też odgrywają innych niż są naprawdę. To było cudowne. Choć gdy chłopcy wyjechali do dużego miasta, zderzyli się z nim, z rówieśnikami, to wtedy tę niewinność w pewien sposób utracili. Ale ona jest w piękny sposób pielęgnowana przez ojca.

Jaką rolę odgrywa on w filmie?

To bardzo ciekawy człowiek. W przeszłości sam chciał być piłkarzem, ale nigdy nie dostrzegłem w nim chorej ambicji, by synowie realizowali jego niespełnione marzenie. Na początku podpytywał mnie, czy jak już film będzie miał premierę, to roześlemy go do klubów, pokażemy jakiemuś trenerowi. To naturalne, bo chce dla swoich synów jak najlepiej. Poza tym, pierwszy raz miał styczność z tym, że ktoś chce filmować jego życie. Przyglądałem się jego relacji z synami. Opierała się ona na długich i szczerych rozmowach. Zaimponowało mi, że nie stawia się w roli ponad nimi, tylko chce być ich partnerem. Kiedy chłopcy mieli problem, siadali z tatą przy stole i rozmawiali. Czasem mocno, ale szczerze. Nie ma tam okłamywania. Po jednej z rozmów, gdy Mietek mówi Mateuszowi, że jeśli nie będzie grał w piłkę, to musi poszukać sobie nowej drogi, chłopak aż łapie się za głowę. Myślę jednak, że sporo wtedy zrozumiał.

A relacja braterska, która pana najbardziej fascynowała?

Myślałem, że miedzy braćmi będzie większy konflikt. Że jeśli jednemu się uda bardziej, to drugi będzie zły. Próbowałem łapać te niuanse. One są – gdy Łukasz szybciej dostaje się do szkółki, Mateusz dusi w sobie złość, widzi jak ojciec reaguje na sukces młodszego syna. Ale te niuanse nie mają większego wydźwięku. Dlatego, że zwyciężała u nich braterska więź. Oni sobie bardzo pomagali. Jest taka scena w filmie, gdy Mateusz uczy Łukasza angielskiego. On niewiele z tego rozumie, ale obaj siedzą obok siebie i czują się ze sobą dobrze.

Wracając do zazdrości – jest również scena, gdy młodszy Łukasz jest już na obozie piłkarskim, a Mateusz w tym czasie obiera w domu ziemniaki...

Tak, ale myśli o tym, że jeszcze go tam nie na, że musi ćwiczyć i jeszcze ciężej pracować. To również jest budujące. Zresztą on potem strasznie się zawziął, chciał coś udowodnić. Chciałem to pokazać w ostatniej scenie, gdy biegną obok siebie przez wieś i w pewnym momencie Mateusz odskakuje młodszemu bratu, jest w nim siła.

Czy w tej niewinności jest coś w rodzaju kompleksu? Chłopcy są z malutkiego miasteczka, ciężko im się odnaleźć w towarzystwie „miastowych”...

Rzeczywiście. Jest nawet taka rozmowa Mateusza z ojcem. Chłopak waha się, czy jechać na obóz, boi się. A niezwykłe jest w tym to, czego się boi – martwi się, że jak będzie za dobry to wyrzuci kogoś ze składu i straci kolegę, a zyska wroga. W ostatniej scenie widać, że on po tej rozmowie stał się silniejszy, pewny siebie. Jest gotowy, by wyfrunąć.

Co bardziej ogranicza chłopców: skromność czy może kompleks małej miejscowości?

Chyba skromność. Choć ten kompleks też w nich jest. Łukasz na obozie mierzy się z trudną sytuacją, gdy chłopcy z większego miasta drwią, czy Jordanów w ogóle jest na mapie. Ale obaj doskonale sobie z tym radzą, właśnie dzięki ambicji. Piłka nożna to charakter i głowa. W czasie rozmów, ojciec im to świetnie tłumaczy.

Nie kusiło pana, by skończyć film odpowiedzią na pytanie, czy chłopcy dostali się do drużyny?

Nie, bo wtedy zrobiłbym film poziom niżej niż ostatecznie wyszedł. Byłby o piłce. A ja chciałem opowiedzieć o dwóch nastolatkach, którzy muszą mierzyć się z poważnymi wyborami. Jak ta trudna sytuacja zmienia ich jako ludzi. Liczyły się dla mnie emocje, a nie fakty.

Jak bohaterowie zareagowali na premierę?

To zawsze trudny moment. Kręciliśmy ponad dwa lata, a wycięliśmy 20 minut, pomieszaliśmy sceny. Ale na premierze chłopaki byli super dzielni. Zaakceptowali ostateczny kształt. Zależało mi, by być wobec nich fair. Bardzo poważnie wszedłem w ich życie, chciałem pokazać je publiczności. Z jednej strony wiedziałem, że uczynię to w sposób wyrywkowy, z drugiej musiałem to uczynić nie kłamiąc. Bycie dokumentalistą to walka, by ten ułamek życia pokazywał więcej niż to, co widz zobaczy na ekranie. Zresztą, na premierze Mateusz podbił serca widzów, gdy powiedział d mikrofonu łamiącym się głosem, że nie warto zaczynać czegoś, w co nie wierzy się z całego serca. A on właśnie kocha piłkę całym sobą. Niby to wszystko proste, a z drugiej strony – takie rzadkie…

Czy dziś macie ze sobą kontakt?

Tak, ale już bardzo rzadki. Były takie momenty, że po zakończeniu zdjęć Mietek i chłopaki dzwonili do mnie, że tęsknią. Przecież to trwało tyle lat. A w momencie, gdy skończyliśmy zdjęcia, ja zająłem się montażem, wróciłem do swoich zajęć, do Krakowa. Relacja ucierpiała. To, że ona w ogóle się udała, to zasługa moich bohaterów. Ja miałem za zadanie jedynie nie przeszkadzać.

Rozmawiał Piotr Wesołowicz

Każdy czytelnik, który będzie chciał obejrzeć film „Trampkarze”, może napisać bezpośrednio do autora, który udostępni go w internecie. Adres do korespondencji na stronie www.marcinfilipowicz.com.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu