„Kos”. Remanent polskości

W „Kosie”, porywającym i zabawnym sarmackim antywesternie, Paweł Maślona ukrył gorzki esej o naszej przeszłości i tożsamości. Grają Jacek Braciak, Agnieszka Grochowska i Robert Więckiewicz.

Publikacja: 26.01.2024 03:00

„Kos”, zwycięzca festiwalu w Gdyni. Na zdjęciu Jacek Barciak i Agnieszka Grochowska

„Kos”, zwycięzca festiwalu w Gdyni. Na zdjęciu Jacek Barciak i Agnieszka Grochowska

Foto: materiały prasowe

– Przykro mówić, ale w Polsce coraz większy bajzel. Sami Polacy do tego doprowadzili: konstytucje, rewolucje, inne bajania. Tylko mateczka Rosja może zaprowadzić porządek i bronić mieszkańców, którzy chcą wyłącznie spokoju i Boga – mówi Robert Więckiewicz jako Iwan Dunin, rotmistrz armii nieprzyjaciela. Jest schyłek XVIII wieku, kraj pod naciskiem zaborców traci swoją państwowość. Na cmentarzysku narodowych marzeń „prawdziwi” polscy Sarmaci urządzają żałosny karnawał. W pijanym widzie bronią status quo: na przekór sprawiedliwości społecznej, dobru wspólnemu, nowoczesności.

Tylko na pierwszy rzut oka Paweł Maślona stworzył historyczny film o Kościuszce. „Kosem” reżyser wpisuje się zarówno w światowy trend rozliczania mitów na temat przeszłości, jak i w żywą w kraju dyskusję o pańszczyźnie. A badając nasze korzenie, bezlitośnie punktuje polski charakter narodowy.

Czytaj więcej

O czym tak naprawdę jest film „Kos”?

Poza dobrem i złem

Amerykańscy i australijscy twórcy od dawna nie mają litości dla legend własnego dzieciństwa. Ekrany zalewa fala antywesternów, które nadają historii nowe barwy. W filmach braci Coen, Andrew Dominika, Taylora Sheridana, w „Psich pazurach” Jane Campion czy „Czasie krwawego księżyca” Martina Scorsese brakuje na Dzikim Zachodzie dobrego szeryfa. Panują chciwość, przemoc, nietolerancja. Prawo okazuje się zasłoną dymną dla wyzysku i systemowej przemocy, która pielęgnowana przez dekady, rzuca długi cień i na dzisiejsze społeczeństwo.

„Kos” to nasz rodzimy antywestern. Akcja rozgrywa się w 1794 roku. Po dekadzie spędzonej w Stanach Zjednoczonych Tadeusz Kościuszko wraca do kraju. Z przyjacielem, uwolnionym z plantacji Afroamerykaninem, przemierza Polskę, aby przygotować szlachecko-chłopskie powstanie. A przy okazji położyć podwaliny dla głębokiej reformy relacji w państwie.

Na swojej drodze Kościuszko i jego kompan trafiają na uciekiniera z folwarku. Bękart właściciela, mimo „plugawego” pochodzenia, po śmierci ojca liczy na spadek i poprawę statusu. Co gorsza jednak, podróżników dopada ich ogon – oddział carskiej armii, który ma zdusić w zarodku próby insurekcji.

„Kosa” świetnie się ogląda. Maślona wykonuje gest Tarantino z „Django” i „Nienawistnej ósemki”: wykorzystuje popkulturę, aby wymierzyć dziejową sprawiedliwość. Rysuje wyrazistych bohaterów, w których wcielają się m.in. Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Agnieszka Grochowska, Bartosz Bielenia. Posługuje się drwiną i ironią. Rozgrywa na ekranie kabaret przemocy. Wszystko jednak po to, aby uświadomić widzom kłamstwo, w jakim dorastali. Nie ma tu miejsca na sielankę ostatnich zajazdów na Litwie. Jankiel nie gra koncertu na cymbałach. Zamiast tego karczmarz donosi samogon, gdy szlachcic w szynku rozpoczyna rzeź.

Czytaj więcej

Kos, czyli płonąca Polska Pawła Maślony

Folwark i niewolnictwo

I tak „Kos” staje się ważnym głosem w debacie o naszej historii: pisanej zazwyczaj z perspektywy wyższych warstw, arystokracji, folwarcznego pana. Czy, jakby powiedzieli alterglobaliści, „uprzywilejowanej mniejszości”. Dzisiaj artyści i badacze coraz częściej odrzucają tę perspektywę. Bohaterem masowej wyobraźni – m.in. dzięki spektaklowi „W imię Jakuba S.” Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki czy uhonorowanej nagrodą Nike „Baśni o wężowym sercu” Radka Raka – stał się Jakub Szela. Adam Leszczyński w imponującej „Ludowej historii Polski” opisuje „historię 90 proc. Polaków – ubogich i niewykształconych, tych, którzy mieli ciężko pracować i słuchać narodowych elit”. Podobnie Kacper Pobłocki w „Chamstwie”. Antropologiczny esej „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak sprzedał się w ubiegłym roku w 300 tysiącach egz. Symptomatyczny jest jego podtytuł: „Opowieść o naszych babkach”. Przestajemy utożsamiać się z legendami o możnych rodach. Dostrzegamy mechanizmy władzy i przemocy, które odcisnęły się na życiu przodków większości z nas.

W „Kosie” liczba chłopów w gospodarstwie jest walutą, a dla szlachcica strzelić z flinty do poddanego to jak splunąć. Więź rodzi się tu między czarnym przyjacielem Kościuszki i zbiegiem z folwarku. Blizny po kiju polskiego pana nie różnią się niczym od blizn po bacie plantatora. Tyle że „tutaj uprawiają pszenicę, a nie bawełnę”.

Czytaj więcej

Złote Lwy 2023 dla „Kosa” Pawła Maślony

Na tym w wizji Maślony polega też błąd Kościuszki. Przygotowując insurekcję, z umysłem pełnym progresywnych idei, zapomina, że nie wszyscy chcą dążyć do równości, kiedy mogą poczuć się lepsi od innych.

My, Polacy

Błyskotliwy humor i wartka akcja tylko na chwilę odciągają od sedna opowieści: bezlitosnego remanentu cech, które składają się na nasz narodowy charakter. Punktuje je rosyjski rotmistrz: „Polacy, Polacy. Jak to u was mówią? Bóg, honor, ojczyzna. A dlaczego honor jest przed ojczyzną? Bo wy chętniej się za łby łapiecie dla tej fantazji o honorze niż dla pomyślności kraju”.

A przecież nie tak dawno w satyrycznym serialu „1670” padało zdanie: „Bóg, honor, ojczyzna. To trzy najczęstsze powody śmierci polskiego szlachcica”. Tak już się ostatnio stało, że aby przejrzeć się w lustrze, musimy czasem założyć kontusz. U Maślony ten nasz archetypiczny pan okazuje się płytkim prymitywem, który łechta swoje ego cierpieniem innych. Myśli wyłącznie w kategoriach własnego komfortu, tracąc z pola widzenia dobro wspólne. Kiedy zaś przychodzi kryzys wie, że „Święta panienka poprowadzi”. W końcu: „szlachta na koń siędzie i jakoś to będzie”.

W „Kosie” pieniactwo, egoizm i wierność własnym partykularnym interesom mieszają się z butą i wygórowanym wyobrażeniem o sobie. Jednak czasem trzeba zmierzyć się z mroczną stroną własnego dziedzictwa. Bo przecież soundtrackiem naszego życia częściej są bezładne dźwięki saksofonu Mikołaja Trzaski z filmu Maślony niż wspaniały, wajdowski polonez Wojciecha Kilara.

– Przykro mówić, ale w Polsce coraz większy bajzel. Sami Polacy do tego doprowadzili: konstytucje, rewolucje, inne bajania. Tylko mateczka Rosja może zaprowadzić porządek i bronić mieszkańców, którzy chcą wyłącznie spokoju i Boga – mówi Robert Więckiewicz jako Iwan Dunin, rotmistrz armii nieprzyjaciela. Jest schyłek XVIII wieku, kraj pod naciskiem zaborców traci swoją państwowość. Na cmentarzysku narodowych marzeń „prawdziwi” polscy Sarmaci urządzają żałosny karnawał. W pijanym widzie bronią status quo: na przekór sprawiedliwości społecznej, dobru wspólnemu, nowoczesności.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił