"Lęk"
Reż.: Sławomir Fabicki. Wyk.: Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz
To opowieść o dwóch siostrach, którym życie przyniosło potworne doświadczenie. Starsza z nich, prawniczka, właścicielka świetnie prosperującej kancelarii, jest ciężko chora, medycyna nie ma dla niej ratunku. „Nie chcę cierpieć jak matka” – mówi. Postanawia poddać się eutanazji. W klinice w Szwajcarii, gdzie jest to legalne, dokonać wspomagane samobójstwo. „Lęk” to historia drogi, którą dwie kobiety razem przemierzają samochodem. Trudnej drogi, bo wiodącej do czegoś, co wymyka się wszelkiemu doświadczeniu, do pożegnania na zawsze. Młodszej z nich wydaje się, że może uda się jeszcze zmienić decyzję siostry. Wspólna podróż sprawi, że Fabicki, razem ze swoimi dwiema znakomitymi aktorkami Magdaleną Cielecką i Martą Nieradkiewicz pyta o wolność naszych wyborów, o prawo decydowania o własnym życiu, o mądrość i odwagę, jaką muszą mieć najbliżsi, by te decyzje zrozumieć i zaakceptować. Gęste, wciągające, pełne niuansów kino, które nie zostawia widza obojętnym.
"Zabójca"
Reż.: David Fincher. Wyk.: Michel Fassbender, Tilda Swinton
Opierając się na francuskim komiksie Alexisa Nolenta „Le Tueur” David Fincher i scenarzysta Andrew Kevin Walker zaproponowali coś w rodzaju antykryminału. Bohater filmu jest płatnym mordercą. Profesjonalistą bez imienia i nazwiska. Podczas podróży przez świat przybiera różne pseudonimy - Unger, Madison, Jefferson, Cunningham, Malone.
Film otwiera dwudziestominutowa sekwencja, w której bohater w pustym biurze śpi, uprawia jogę i czeka, obserwując dom naprzeciwko. A potem strzela i zabija nie tę osobę, na którą miał zlecenie. Ten błąd wywraca jego życie. Facet podróżuje potem po świecie, ma następne zlecenia, mści się za atak na jego narzeczoną, ale też kryje się przed tymi, którzy chcą za źle wykonane zadanie zabić jego. Fincher drwi przy tym z przyzwyczajeń widza. Jego płatny morderca jest potwornie nudnym facetem, który stara się niczym nie wyróżniać z otoczenia. Uważa się za profesjonalistę, „jednego z niewielu”, ale przypomina kogoś, kto w korporacji wykonuje wciąż te same, nudne czynności. Całe jego działanie zmierza do tego, by być zwyczajnym, a życie pomiędzy pociągnięciami za spust karabinu to głównie monotonne zacieranie śladów jakiejkolwiek działalności i praca nad sobą – ćwiczenia, uprawianie jogi, sen i dobieranie sobie muzycznego tła, które ma mu się sączyć do uszu: zwykle jest to muzyka zespołu The Smiths. Niestety, pomysł Finchera i jego scenarzysty Walkera polega i na tym, że bohater cały czas gada z offu. Filozofuje, opowiada o swojej koncepcji szczęścia, podejściu do życia, wartościach ważnych dla twardziela. Niestety, wszystko to ociera się o potworny banał.
Czytaj więcej
Przed Halloween ekrany zalewają horrory – nie polecam, kiepskie. Jeśli coś o duchu to „Falcon Lak...