Powiedział pan, że „Imperium światła” to dla pana bardzo osobiste doświadczenie, bo pana matka cierpiała na schizofrenię. Czy praca nad tym filmem pozwoliła panu spojrzeć na jej chorobę z innej perspektywy?
Tak, bo próbowałem oglądać świat i lata 80. jej oczami. Nie chciałem wprowadzać na ekran siebie – wówczas młodego chłopca. Publiczność koncentrowałaby się na nim, może by mu współczuła. To miała być jej historia. Opowieść o życiu na granicy rzeczywistości, o chwilach poprawy i zapadania się, o leczeniu. I ta podróż stała się dla mnie ważna. Myślę, że mogłem ją odbyć tylko w kinie. Widzi pani, wciąż wierzę, że ono ma wartość terapeutyczną.