Damien Chazelle, który w wieku 32 lat dostał Oscara za „La La Land”, stając się najmłodszym laureatem nagrody – „Babilonem” chciał sobie w Hollywood przedłużyć abonament na opowiadanie o perypetiach Fabryki Snów.
Na pewno udało się Chazelle’owi pobić rekord najpóźniej pokazanych napisów początkowych. Nie spieszył się, ponieważ uwerturę scenariusza ma wyjątkową. Fanów kina, Kalifornii i Hollywood ożywia już widok okolic Los Angeles: palmy i szyld Bel Air, gdzie dziś mieści się ekskluzywna dzielnica oraz muzeum The Getty. Mamy rok 1925, a Chazelle żartuje z jednego z największych przesądów Hollywood, by nie zatrudniać na planie zwierząt... i daję rolę jednemu z największych, czyli słoniowi. W burleskowym majstersztyku rozpisanym na kabriolet, ciężarówkę i stromą górę reżyser chwyta nas za rękę, i gdy zwijamy się w konwulsjach śmiechu – zaprasza na największą imprezę Hollywood, gdzie są „wszyscy”.
Flea producent
Mamy w pewnym sensie powtórkę pomysłu z „La La Land”, ponieważ Margot Robbie gra Nellie LaRoy, która czuje, że jest gwiazdą, a zdobycie roli to kwestia minut, a nawet sekund, a spotykający ją Meksykanin Manny Torres (Diego Calva znany z „Narcosa”) też pragnie żyć w najpiękniejszych ze światów.
Nie ma co szczędzić komplementów: sceną orgii Chazelle przebił wszystkich. W orientalnej sali buzuje taneczny jazz Justina Hurwitza – kompozytora muzyki do „Whiplash” i „La La Land”, który porwałby do tańca największych bigotów. Setki hedonistów spełniają najbardziej perwersyjne marzenia w dowolnej konwencji, ale reżyser nie osuwa się w pornografię. Zaś Nellie i Manny nad wielką misą pewnej zakazanej substancji zawierają pakt o podboju Fabryki Snów, po czym ona rzuca się w wir tańca, za który powinien być Oscar. Mógłby go wręczyć Flea z Red Hot Chilli Peppers, który w roli hollywoodzkiego machera, nie ma wątpliwości, że Nelly następnego dnia, gdy tylko otrzeźwieje, zagra przełomową rolę.
Chazelle jest nienasycony efektów w kolejnych odsłonach filmu, dlatego non stop podwyższa stawkę swojej efektownej żonglerki efektami, komizmem, suspensami. Jego plan filmowy mieści nie jedną produkcję, lecz kilkanaście. Przebitki kadrów pokazują akcję w westernowym saloonie i egzotycznej Japonii, gdy środkiem przewalają się średniowieczne armie i królewską rolę kreuje Jack Conrad (Brad Pitt).