Co w kinach? "Słoń", "Chrzciny" i "Menu: Od uśmiechu do strachu

W tym tygodniu wchodzą na ekrany m.in. dwa polskie filmy z Podhala - „Słoń” i „Chrzciny” oraz horror w ekskluzywnej restauracji „Menu”

Publikacja: 18.11.2022 15:26

Kadr z filmu "Chrzciny"

Kadr z filmu "Chrzciny"

Foto: materiały prasowe

"Słoń"

Reż. Kamil Krawczycki

Wyk.: Jan Hryniewicz, Paweł Tomaszewski, Ewa Skibińska

Podhale. Świat pełen nietolerancji i homofobii. W niewielkiej wiosce mieszka Dawid. Prowadzi gospodarstwo, opiekuje się matką, marzy o własnej stadninie koni. Gdy umiera jeden z jego sąsiadów, jego syn przyjeżdża na pogrzeb. Nie było go w domu dziesięć lat, wraca jako miejski hipster, facet na luzie, który nie przeprasza za swoją „inność”. Między nim i Dawidem rodzi się fascynacja, może nawet uczucie.

W polskim kinie było ostatnio sporo filmów o miłości homoseksualnej – od obrazów Tomasza Wasilewskiego aż do „Wszystkich naszych strachów” Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta. To były znakomite filmy, ale wszystkie one pokazywały wewnętrzną walkę bohaterów i cenę, jaką muszą oni płacić za swoją orientację. Krawczycki zrobił film zbliżony do „Tamtych dni, tamtych nocy” Guadagnino. Opowieść o dojrzewaniu i odnajdywaniu własnej drogi życiowej. O prawie do bycia sobą, nawet w środowisku, które ci takiego prawa nie daje. Tutaj nikt nie przeprasza za swoją „inność” i swoje uczucia. Jest dzięki temu w „Słoniu” niewinność, ale też siła. Również dzięki odtwórcom głównych ról Janowi Hryniewiczowi i Pawłowi Tomaszewskiemu, a także Ewie Skibińskiej, która zagrała matkę Dawida. A specjalnym bonusem są dla widzów krajobrazy Podhala.

"Chrzciny"

Reż.: Jakub Skoczeń

Wyk.: Katarzyna Figura, Tomasz Schicgardt, Maciej Musiałowski

13 grudnia 1981 roku. Podhalańska wieś. Kilkupokoleniowa rodzina. Liczna, bo Marianna ma sześcioro dzieci. Właśnie tego dnia są chrzciny wnuka, dziecka jej najmłodszej córki. Ale nikt nie wie, kto jest jego ojcem. Wstyd, więc nawet ksiądz namawia, by dziewczyna wyszła za mąż za miejscowego fotografa. Bo może to on, a jak nie - nieważne. Ważne, żeby było „po bożemu”.

Dzień chrzcin ma być pojednaniem rodziny, podzielonej przez życie i politykę. Jeden syn jest sympatykiem Solidarności, drugi – działaczem partyjnym. Jedna córka, zamężna, ma dwoje dzieci, druga rzuciła miejscowego chłopaka, by związać się z bogatym „biznesmenem”, przedsiębiorczym na miarę socjalizmu. A jeszcze jest najmłodszy chłopiec, pijaczyna z rozbuchanymi marzeniami.

Chrzciny mają rodzinę połączyć. Ale ksiądz rano mówi Mariannie coś o wojnie. Generał Jaruzelski właśnie ogłosił stan wojenny. Marianna chowa radio, przecina sznur od telewizora. Odcina dom od informacji, bo chrzciny muszą się odbyć.

Jakub Skoczeń sportretował prowincjonalną Polskę rozpiętą między Kościołem a polityką, pełną zakłamania, obłudy, wzajemnych niechęci. Rodzinę kryjącą animozje, ale też mroczne tajemnice przeszłości. Świadomie pomieszał tony poważne z niemal komediowymi. Niestety, chwilami się w tych konwencjach pogubił. Są w jego „Chrzcinach” sekwencje świetne, są też zdecydowanie słabsze. Ale największą siłą filmu jest obsada. Katarzyna Figura tworzy wielką kreację. Jej Marianna nosi w sobie straszne tajemnice przeszłości, świadomie, w imię „wyższych celów” gotową na każde oszustwo. Rozmodloną, jakby Bóg mógł jej w czymkolwiek pomóc, twardo dąży do celu – do tych chrzcin, które mają sklecić na nowo rodzinę. Figura pozwoliła sobie na przytycie, brak makijażu, rozczochrane włosy, chropowatość w zachowaniu. Zbudowała Mariannę z prostoty, wręcz pewnego prymitywizmu, ale też z lęków, miłości, siły. Niewielu aktorkom udałoby się tę postać obronić. Figura stworzyła wspaniałą kreację. Świetnie też partnerują jej inni – od wyrazistego i złamanego w roli partyjnego działacza Tomasza Schuchardta aż do Macieja Musiałowskiego, który potwierdził talent, jaki zaprezentował w „Sali samobójców. Hejterze”. Dla nich wszystkich też warto „Chrzciny” obejrzeć.

"Menu"

Reż.: Mark Mylod

Wyk.: Ralph Fiennes, Anya Taylor-Joy, Nicholas Hoult, John Leguizamo

Filmy o jedzeniu miewają zwykle dwa smaki. Są peanami na cześć przyjemności sporządzania wspaniałych potraw, które uosabiają radość życia albo horrorami wymierzonymi przeciwko konsumeryzmowi. „Menu”, podobnie jak wzór tego gatunku „Wielkie żarcie”, należy do tej drugiej kategorii. Julian Slowik, grany przez Ralpha Finnesa jest szefem ekskluzywnej restauracji na własnej wyspie. Kimś pomiędzy pół-bogiem z gwiazdami Michelin i przywódcą sekty. Cena wymyślonej przez niego i przygotowanej przez ogromny zespół specjalistów kolacji to drobiazg: 1250 dolarów od osoby. Klientela – wyłącznie snobistyczna, ekskluzywna i pioruńsko bogata. Tego dnia wśród gości są m.in. słynny gwiazdor, znana krytyczka kulinarna, biznesmen-multimilioner. I dziewczyna zaproszona na randkę, jedyna, która ma do wszystkiego dystans.

Mark Mylod bawi się kuchnią i kinem, sypie zabawnymi dialogami, ale jednocześnie dąży do horroru, który chce zgotować swoim gościom coraz bardziej zdeprymowany Slowik. W miarę upływu czasu wymowa „Menu” zaczyna się zbliżać do filmu Rubea Ostlunda „W trójkącie” - ataku na konsumeryzm i oderwanie elit od zwyczajnego życia. Tyle że jest bardziej strasznie.

„Menu” jest obrazem nierównym, brakuje mu momentami wyrazistego przekazu, zaskoczenia, gwałtownego zwrotu akcji. Ale restauracyjne menu można obserwować, a przy okazji poddać się takim osobowościom jak grający Slovika Ralph Fiennes czy Anya Taylor-Joy jako ta jedyna, która nie daje się uwieść atmosferze jego restauracji.

"Słoń"

Reż. Kamil Krawczycki

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz
Film
Zmarła Mira Haviarova