Barbara Hollender
Woody Allen tchnął życie w coraz bardziej skompromitowany i komercyjny gatunek komedii romantycznej. „Śmietanka towarzyska" jest bezpretensjonalna, pełna uroku, a przy tym inteligentna.
Ma 80 lat, nie wrzuca swoich zdjęć na Instagram i nie rozmawia z połową świata na Facebooku, ale tworzy kino tętniące współczesnymi namiętnościami, a dystansu i poczucia humoru może mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Po filmowych wojażach po Europie Woody Allen wrócił do Ameryki. I dobrze, bo tam czuje się najlepiej.
„Śmietanka towarzyska" rozpięta jest między Los Angeles i Nowym Jorkiem: między światem pełnym blichtru, sztuczności, snobizmu i wybujałych ambicji a nocnym klubem, gangsterskimi porachunkami i specyficzną moralnością żydowskich rodzin.
Bohaterem filmu jest chłopak z mieszkającej na wschodnim wybrzeżu żydowskiej rodziny, który zjawia się w Los Angeles, u swojego wuja - agenta trzęsącego Hollywoodem. I zakochuje się w jego sekretarce, ślicznej dziewczynie z Nebraski. Jego muza okazuje się wszakże kochanką wuja, który chce zostawić dla niej żonę po 25 latach wspólnego życia.
Uczucie młodych skazane jest więc na przegraną. Taki jest świat. Chłopak, który kariery w Hollywood nie zrobił, wraca do Nowego Jorku i pracuje w nocnym klubie brata. Życie idzie naprzód, świat się zmienia, ale dawne zauroczenie zostaje jak zadra, budzi tęsknoty.