„Śmietanka towarzyska”: pro i kontra

Pro i kontra: „Śmietanka towarzyska” to zestaw najlepszych pomysłów Woody’ego Allena czy powtórka ze starych żartów?

Aktualizacja: 11.08.2016 13:33 Publikacja: 10.08.2016 18:18

Kristen Stewart i Jessie Eisenberg jako młodzi zakochani

Foto: kino świat

Barbara Hollender

Woody Allen tchnął życie w coraz bardziej skompromitowany i komercyjny gatunek komedii romantycznej. „Śmietanka towarzyska" jest bezpretensjonalna, pełna uroku, a przy tym inteligentna.

Ma 80 lat, nie wrzuca swoich zdjęć na Instagram i nie rozmawia z połową świata na Facebooku, ale tworzy kino tętniące współczesnymi namiętnościami, a dystansu i poczucia humoru może mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Po filmowych wojażach po Europie Woody Allen wrócił do Ameryki. I dobrze, bo tam czuje się najlepiej.

„Śmietanka towarzyska" rozpięta jest między Los Angeles i Nowym Jorkiem: między światem pełnym blichtru, sztuczności, snobizmu i wybujałych ambicji a nocnym klubem, gangsterskimi porachunkami i specyficzną moralnością żydowskich rodzin.

Bohaterem filmu jest chłopak z mieszkającej na wschodnim wybrzeżu żydowskiej rodziny, który zjawia się w Los Angeles, u swojego wuja - agenta trzęsącego Hollywoodem. I zakochuje się w jego sekretarce, ślicznej dziewczynie z Nebraski. Jego muza okazuje się wszakże kochanką wuja, który chce zostawić dla niej żonę po 25 latach wspólnego życia.

Uczucie młodych skazane jest więc na przegraną. Taki jest świat. Chłopak, który kariery w Hollywood nie zrobił, wraca do Nowego Jorku i pracuje w nocnym klubie brata. Życie idzie naprzód, świat się zmienia, ale dawne zauroczenie zostaje jak zadra, budzi tęsknoty.

Tak, to prawda. „Śmietanka towarzyska" jest czymś w rodzaju przeglądu – „The best of Woody Allen". Wszystko, co serwuje on nam tym razem, już było. Narracja zza kadru, rozpasany i pusty Hollywood, inteligent wadzący się z życiem, miłość przegrywająca z blichtrem, żydowska rodzina ze swoją pragmatyczną mentalnością...

Ale w nowym filmie rzeczy tak charakterystyczne dla Allena tworzą fantastyczny melanż. Zwłaszcza że aktorzy mają tu co grać, bo na ekranie pojawia się korowód postaci, z których każda udźwignęłaby osobny film.

Gadający bez przerwy Jessie Eisenberg zastępuje w „Śmietance towarzyskiej" samego reżysera, Steve Carrell przekonuje jako hollywoodzki potentat, piękna Kristen Stewart po raz kolejny udowadnia, że rola wapirzycy ze „Zmierzchu" nie była szczytem jej możliwości, lecz trampoliną, która wyniosła ją do ciekawszych i bardziej skomplikowanych ról. A rozmowy, jakie się toczą w nowojorskiej żydowskiej rodzinie, brzmią jak perełki z najbardziej wyrafinowanego kabaretu.

Allen nie udaje, że tworzy kino bergmanowskie, nie rozdziera bohaterom duszy. Patrzy na świat tak, jak zawsze: z dystansem, lekkim pobłażaniem, ale życzliwie i ze zrozumieniem dla ludzkich słabości. Jak ktoś, kto sam boi się tłumu, komarów i śmierci, a od słońca Los Angeles woli zachmurzone niebo nad Nowym Jorkiem. Komedia romantyczna w jego wydaniu to delikates. Nie trzeba tylko oczekiwać typowego dla tego gatunku, prostego happy endu. Bo przecież w życiu happy endy też się często nie zdarzają.

Jacek Marczyński

Miała to być komedia, a tymczasem ten film zasmuca, bo inwencja twórcza Woody'ego Allena się wyczerpała, temat żartów jest wciąż ten sam, a styl narracji stał się nieznośnie anachroniczny.

Nie należę do tych (a jest jednak takich widzów sporo), którzy twierdzą, że Allen już dawno temu obniżył loty. Nawet jeśli rzeczywiście stępiła się jego ostrość obserwacji, a refleksja nad losem współczesnego, znerwicowanego inteligenta uległa spłyceniu, to jednak umiał wciąż widzów zaskakiwać. I potrafił udowodnić, że nic, co w życiu wydaje się oczywiste i proste, w rzeczywistości takie nie jest. Tak było choćby w jego filmach z tej dekady: „Blue Jasmine" lub „Nieracjonalny mężczyzna" .

W przeciwieństwie do ostatnich dokonań Woody'ego Allena „Śmietanka towarzyska" początkowo zaskakuje, co prawda, dbałością o jakość filmowego obrazu, pietyzmem w odtworzeniu realiów Hollywoodu oraz Nowego Jorku z lat 30. XX wieku. Szybko jednak okazuje się, że to wszystko, na co tego reżysera stać. Należy zresztą podejrzewać, że wizualna atrakcyjność tego filmu jest raczej zasługą znakomitego operatora Vittoria Storaro, trzykrotnego zdobywcy Oscara, m.in. za „Czas apokalipsy".

Sam Woody Allen w ułożonej przez siebie historyjce nie ma nam tym razem nic do przekazania. Po raz kolejny pokpiwa z życiowej ostrożności nowojorskich Żydów lub żartuje z lewicowych intelektualistów-ateistów, którzy mimo rewolucyjnych haseł boją się jednak popełnić grzech śmiertelny. Jak czynił to nieraz, wraca także do lat świetności kina i wielkich postaci ze świata sztuki, które gdzieś w tle przewijają się po ekranie. Nie ma to jednak dla tego filmu żadnych konsekwencji.

Intryga „Śmietanki towarzyskiej" jest banalna i nijaka. Gdyby nie charakterystyczna dla Allena zgryźliwość, ta elegancka love story, którą serwuje widzom, zostałaby przepełniona porywem tanich uczuć rodem filmów klasy B, a dla twórcy tej miary byłoby to po prostu totalną porażką.

Bardzo zestarzał się też filmowy język tego twórcy. Perypetie bohaterów giną w niekończących się dialogach uzupełnionymi informacjami z offu. Woody Allen zawsze lubi dużo mówić (także jako aktor), nie zauważył jednak, że dziś film nie opiera się na słowie. Tymczasem po pół godziny oglądania „Śmietanki towarzyskiej" ma się tylko jedno marzenie: by na chwilę zapadła cisza, a reżyser posłużył się wreszcie nie tekstem, lecz nie obrazem. We współczesnym kinie obraz ma bowiem wartość samoistną i nie jest jedynie ilustracją tego, co mówią aktorzy lub narrator.

Kto zaś dotrwa do ostatnich ujęć „Śmietanki towarzyskiej", ten się przekona, że chyba po raz pierwszy Woody Allen nie przyszykował dla widza żadnej niespodzianki, niczym też nie potrafi go zaskoczyć. Ten film najzwyczajniej w świecie nie ma żadnego zakończenia. Tonie za to w sosie tkliwego sentymentalizmu, czego po tym twórcy nikt doprawdy się nie spodziewał.

Film
22. Millennium Docs Against Gravity pokaże świat bez retuszu
Film
Już dzisiaj dowiemy się, kto wygrał Krakowską Nagrodę Filmową Andrzeja Wajdy! | 9 dzień 18. Mastercard OFF CAMERA
Film
Mastercard OFF CAMERA: Kraków zalany słońcem i ciekawymi filmami
Film
Największe katastrofy finansowe Hollywood ostatnich miesięcy. Na liście gwiazdy
Film
„Pierce” (reż. Nelicia Low) z Krakowską Nagrodą Filmową Andrzeja Wajdy Mastercard OFF CAMERA 2025!
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku