"mother!": Gdzie kończy się fantazja reżysera, a zaczyna kicz

Rywalizujący w konkursie głównym laureaci Złotego Lwa i Złotej Palmy zawodzą.

Aktualizacja: 07.09.2017 23:07 Publikacja: 07.09.2017 18:47

Javier Bardem i Jennifer Lawrence w filmie „mother!”.

Javier Bardem i Jennifer Lawrence w filmie „mother!”.

Foto: PAP/EPA

Raz jeszcze potwierdza się stara prawda, której nauczył nas festiwal canneński: wielkie nazwisko reżysera niekoniecznie musi oznaczać wielki film. W tym roku największe wpadki zanotowało dwóch twórców: Darren Aronofsky i Abdellatif Kechiche.

 

Aronofsky w 2008 roku wywiózł z Lido Złotego Lwa za „Zapaśnika". Teraz wrócił tu z thrillerem „mother!", którego nie wytrzymała nawet publiczność wyjątkowo zaprawiona w oglądaniu artystycznego kina.

„mother!" zaczyna się od tego, że na progu domu pisarza staje nieznajomy mężczyzna, kończy tłumami, które niszczą wszystko, zrównując posiadłość z ziemią.

Miało być zapewne o niemocy twórczej i artyście, który do tworzenia potrzebuje dowodów uwielbienia fanów: rozkwita wśród zgiełku świata, a więdnie w odosobnieniu. I niszczy wszystkie kobiety, które stają na jego drodze. Miało też być o żonie, która w życiu swojego mężczyzny nie jest ważna. Ale Aronofsky stacza się w horror, nieznośne symbole, apokaliptyczne wizje, filmową grafomanię. Z mężczyzny robi idiotę, z kobiety – głupią, bezwolną kurę. Sięga po motywy biblijne, próbuje wyśmiać kulturę masową. W efekcie proponuje widzowi pretensjonalny bełkot, w którym równo przegrywają i kino artystyczne, i gatunkowe, i popularne. Jedynym wygranym jest zapewne sam Aronofsky, który – jak donoszą plotkarze – na planie podbił serce Jennifer Lawrence.

Z kolei Abdellatif Kechiche, laureat canneńskiej Złotej Palmy w 2013 za „Życie Adeli", teraz, jak sam mówi, zrobił film może nie autobiograficzny, ale bardzo osobisty. Cofnął się do lat 90. XX wieku. W „Mektoub, My Love" chłopak, który rzucił medycynę i marzy o pisaniu scenariuszy, przyjeżdża z Paryża do miejscowości, w której się wychował. Spotyka się z rodziną, przyjaciółmi z dawnych lat, na plaży poznaje turystki.

– Kto z nas nie przeżywał młodzieńczych miłości? – pyta Kechiche.

Tyle tylko, że jego film to trzy godziny muzyki łomoczącej w dyskotece i głośnych kąpieli w morzu, wzbogacone kilkunastominutową, werystyczną sekwencją rodzącej owcy. To, co zaczyna się z wdziękiem i porywa radością życia, szybko wymyka się reżyserowi z rąk. Świetne, energetyczne zdjęcia i głośna muzyka nie zastąpią filmu. Może dla Abdellatifa Kechiche'a jest to podróż sentymentalna, dla widza jest to raczej droga donikąd.

Raz jeszcze potwierdza się stara prawda, której nauczył nas festiwal canneński: wielkie nazwisko reżysera niekoniecznie musi oznaczać wielki film. W tym roku największe wpadki zanotowało dwóch twórców: Darren Aronofsky i Abdellatif Kechiche.

Aronofsky w 2008 roku wywiózł z Lido Złotego Lwa za „Zapaśnika". Teraz wrócił tu z thrillerem „mother!", którego nie wytrzymała nawet publiczność wyjątkowo zaprawiona w oglądaniu artystycznego kina.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Cannes 2024: To oni wybiorą laureata Złotej Palmy
Film
Daria ze Śląska wystąpi na Gali Zamknięcia Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
#Dzień 4 – Pora się rozruszać
Film
Prawda wyjdzie na jaw. Kryminały na Mastercard OFF CAMERA
Film
Media: Gerard Depardieu zatrzymany przez policję ws. napaści na tle seksualnym
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO