Białe trufle piemonckie to jeden z największych kulinarnych rarytasów. Kilogram kosztuje 4–5 tys. euro, ale czasem osiąga nawet cenę dwukrotnie wyższą. W luksusowych restauracjach są dodatkiem do luksusowych potraw. Nie przypadkiem koneserzy nazywają je białym złotem, ale dwaj dokumentaliści Michael Dweck i Gregory Kershaw nie opowiadają o blichtrze świata. Z kamerą pojechali do włoskiego Piemontu, gdzie w lasach można znaleźć te drogocenne grzyby.
Bohaterami ich filmu są czterej truflarze. Starzy ludzie, którzy życie spędzili w lesie. Na ich pracy zarabiają handlarze, oni żyją skromnie, niemal biednie. Ale mają poczucie godności i wartości, którym nie chcą się sprzeniewierzyć. I swoje psy, które dzięki świetnemu węchowi znajdują trufle ukryte pod warstwą ziemi. Te psy są jednak dla nich czymś więcej niż pomocnikami w pracy. To towarzysze życia, z którymi łączy ich wielka miłość. „Są dla nas wszystkim” – mówi jeden ze zbieraczy.
Osiemdziesięcioletni Aurelio i jego Birba nie mogliby bez siebie żyć. Rozmawiają ze sobą, razem jedzą. I oczywiście razem zbierają trufle. Aurelio martwi się, co stanie się z Birbą, kiedy jego zabraknie. „Robię się coraz starszy. Zrozum, ja kiedyś wyjadę w daleką podróż. Muszę znaleźć ci rodzinę...” – mówi do kudłatego psiaka. Ale opowiada też, jak pewien człowiek chciał mu dać za Birbę 5–6 tysięcy euro. Carlo spytał go wówczas, czy ma dzieci: „To proszę przyjść jutro z nimi. Pójdę do banku i wyciągnę 50 tysięcy euro. Sprzeda mi je pan?”.
Czytaj więcej
„Spider-Man. Bez drogi do domu” to pierwszy film, który w czasie pandemii zarobił miliard dolarów
W kościele ksiądz błogosławi i oddaje w opiekę Bogu Carla i jego ukochaną Titinę, która ma znakomity węch. Carlo jest jedynym bohaterem filmu, który ma żonę. Ona nie pozwala 87-latkowi chodzić na trufle, zwłaszcza nocą. Ale on wciąż wymyka się przez okno z Titiną, bo „lubi słuchać pohukiwań sowy...”.