[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/malkowska/2010/01/13/ambitne-ruchome-obrazki-ida-do-galerii-kicz-zostaje-na-ekranie/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]
Film animowany poniosło w różnych kierunkach. Jeden odłam konkuruje ze sztukami wizualnymi na światowych przeglądach. Przykładem sukces Szwedki Nathalie Djurberg, laureatki Srebrnego Lwa na ostatnim weneckim Biennale, którego otrzymała za filmy z plastelinowymi lalkami.
Drugi odłam animacji skręcił ku komercji. Od lat 30. film rysunkowy dostarczał zabawy – najpierw dzieciom, potem infantylnym dorosłym. Disney popularyzował przesłodzoną tandetę. Niecałą dekadę temu wybuchło gorsze zło: animacja cyfrowa. Digitalne paskudztwo wyparło z kin ambitniejszy film animowany. Rysunkowy, lalkowy, wycinankowy, plastelinowy. Na szczęście, stare techniki znalazły azyl w galeriach.
Szlachetna, artystyczna gałąź animacji wyrosła w połowie lat 20. Wtedy film wszedł w bliskie związki z awangardą. Wszystkie najnowsze plastyczne trendy zostały przełożone na ruchome obrazki. Man Ray, Dalí, Bunuel, Picabia, Léger, Clair, Cocteau, Themersonowie – te nazwiska wyznaczyły wygórowany poziom.
Z tej tradycji powstała polska szkoła animacji, która zyskała w świecie podobną sławę, jak nasza szkoła plakatu. Zresztą obydwie dziedziny miały wiele wspólnego. Operowały plastyczną metaforą i były wolne od komercji.