Ambitne ruchome obrazki idą do galerii, kicz zostaje na ekranie

Animacja narodziła się pod koniec XIX wieku jako rezultat romansu czarno- białego, niemego filmu i wyzwolonej wielobarwnej sztuki. Z początku elitarna, z biegiem lat coraz bardziej się demokratyzowała. Gdzie dziś jest jej miejsce? Należy do sztuki czy do rozrywki?

Aktualizacja: 13.01.2010 00:26 Publikacja: 13.01.2010 00:24

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/malkowska/2010/01/13/ambitne-ruchome-obrazki-ida-do-galerii-kicz-zostaje-na-ekranie/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Film animowany poniosło w różnych kierunkach. Jeden odłam konkuruje ze sztukami wizualnymi na światowych przeglądach. Przykładem sukces Szwedki Nathalie Djurberg, laureatki Srebrnego Lwa na ostatnim weneckim Biennale, którego otrzymała za filmy z plastelinowymi lalkami.

Drugi odłam animacji skręcił ku komercji. Od lat 30. film rysunkowy dostarczał zabawy – najpierw dzieciom, potem infantylnym dorosłym. Disney popularyzował przesłodzoną tandetę. Niecałą dekadę temu wybuchło gorsze zło: animacja cyfrowa. Digitalne paskudztwo wyparło z kin ambitniejszy film animowany. Rysunkowy, lalkowy, wycinankowy, plastelinowy. Na szczęście, stare techniki znalazły azyl w galeriach.

Szlachetna, artystyczna gałąź animacji wyrosła w połowie lat 20. Wtedy film wszedł w bliskie związki z awangardą. Wszystkie najnowsze plastyczne trendy zostały przełożone na ruchome obrazki. Man Ray, Dalí, Bunuel, Picabia, Léger, Clair, Cocteau, Themersonowie – te nazwiska wyznaczyły wygórowany poziom.

Z tej tradycji powstała polska szkoła animacji, która zyskała w świecie podobną sławę, jak nasza szkoła plakatu. Zresztą obydwie dziedziny miały wiele wspólnego. Operowały plastyczną metaforą i były wolne od komercji.

Po II wojnie nasza animacja tworzyła się spontanicznie. Wspierali ją ilustratorzy (Szancer), plakaciści (Gronowski), wystawiennicy (Zamecznik), scenografowie (Kilian). Pod koniec lat 50. pojawili się pierwsi mistrzowie: Jan Lenica i Walerian Borowczyk, Witold Giersz, Daniel Szczechura; potem młode pokolenie, już wykształcone animacyjnie: Jerzy Kucia, Julian Antoniszczak, Ryszard Czekała, Zbigniew Rybczyński. Dziś działają ich wychowankowie – Piotr Dumała, Mariusz Wilczyński, Wojtek Bąkowski. Pomimo stylistycznych różnic, wszystkich wymienionych łączy podejście do animacji. Operują skrótami myślowymi, niedopowiedzeniami, żartem. I unikają łopatologii.

Tymczasem w kinach królują utwory bez adresata. Autorzy przekonują, że chcą skupić przed ekranem całe rodziny. W istocie propagują kicz i banał. Mnożą się koszmarki w rodzaju Kota Garfielda, Alvina, Artura i Avatara.

To tylko kilka przykładów z ostatniego roku.

W animacji zachodzą procesy, których wcześniej doświadczyły sztuki piękne. Wieki temu sądzono, że w twórczej dyscyplinie dokonuje się postęp, utożsamiany z rozwojem techniki i zbliżaniem się do realizmu. Perspektywa zbieżna, światłocień i realistycznie oddane podobieństwo uważano za kroki milowe na drodze ku doskonałości obrazu. I co? Wszystko to zakwestionowano już w drugiej połowie wieku XIX. W następnym stuleciu wróciła umowność, znakowość, metafora. A po realizm sięgnęła propaganda i reklama. Za jakiś czas podobny los spotka produkcję 3d.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu