Przetrwamy jeszcze niejeden koniec świata

Choć świat się nie skończył, w 2013 r. w kinie reżyserzy zaskakująco często zajmą się apokalipsą. Lub bezpiecznie powrócą do sprawdzonych pomysłów

Publikacja: 06.01.2013 15:00

Steven Spielberg wraca do opowieści inspirowanych historią. Głównym bohaterem jego najnowszego filmu

Steven Spielberg wraca do opowieści inspirowanych historią. Głównym bohaterem jego najnowszego filmu jest jeden z najwybitniejszych prezydentów Stanów Zjednoczonych, Abraham Lincoln

Foto: Imperial CinePix

Mimo zapowiadanego końca świata Hollywood wydaje się powoli oswajać katastrofizm. Eksponuje go, ale zawsze pozostawia nadzieję i zapewnienie: przetrwamy. W tym roku nie zabraknie końca świata na ekranie, choć od paru lat twórcy szukają innego punktu widzenia. Zamiast inwestować w efekty specjalnie, powoli (lub w zależności od umiłowań reżysera – bardzo powoli) starają się przesunąć akcent na człowieka. Taki zabieg stosuje w „Niemożliwym" Juan Antonio Bayona (premiera 25 stycznia), opowiadając o monstrualnej fali tsunami, która zmiata tajlandzki letni kurort. Historię poznajemy z punktu widzenia rozdzielonej w wyniku katastrofy rodziny.

Apokaliptyczne wakacje

Film Bayony to jedna z nielicznych opowieści, w której kataklizm dotyka bohaterów w realnym i bliskim widzom świecie. Tak było w wielu filmach, które od dekady nawiązywały do przepowiedni o globalnym końcu. Teraz brzemienne w konsekwencje dla naszej planety zwroty akcji o wiele częściej pojawiać się będą w wizjach z przyszłości odległej i fantastycznej. Zamiast grozy, którą na co dzień sączą serwisy informacyjne, niosąc wieści o zdarzeniach dla wielu ludzi boleśnie namacalnych, koszmar na ekranie pojawi się częściej w kształcie przetworzonym, umownym. Współczesne egzystencjalne lęki, w miejsce fantastyki naukowej, tłumaczyć będzie raczej formuła komiksu, komputerowej gry czy podrasowanego do oczekiwań widza gotyckiego horroru, a nawet baśni.

Graficzna powieść Josepha Kosinskiego, także reżysera filmu, stała się podstawą scenariusza „Oblivion", czyli „Niepamięci"  (19 kwietnia). Najjaśniejsza gwiazda produkcji – Tom Cruise – gra jednego z ostatnich mechaników stacjonujących na zniszczonej po dekadach wojen Ziemi. Jego bohater naprawia maszyny bezzałogowe, ale też ma do spełnienia tajną misję. Znając ostatnie dokonania aktora, nietrudno przewidzieć, że i tym razem zapewnił sobie udział w spektakularnych i widowiskowych akcjach.

Do totalnego kataklizmu dojdzie także w obrazie „1000 lat po Ziemi" (7 czerwca). Wytrwały, choć doświadczony już nieraz filmową porażką M. Night Shyamalan opowie w nim o czasach, gdy mieszkańcy globu zostali zmuszeni do osiedlenia się na nowej planecie. Kiedy w wyniku kolejnego nieszczęśliwego wypadku lądują ponownie na Ziemi, okazuje się, że nie potrafią na niej żyć.

Prawdziwy wysyp filmów katastroficznych nastąpi podczas wakacji. Wówczas wizja zagłady Ziemi stanie się głównym sposobem na rozerwanie rozleniwionych letnim słońcem widzów. W „Pacific Rim" Guillermo del Toro w miejsce głównych bohaterów wstawi pilotów, telepatycznie sterujących ogromnymi robotami. Do walki z tymi potworami staną w połowie lipca. Tydzień później (19 lipca) Niebieskiej Planecie przyjdzie się zmierzyć z inną apokalipsą – wywołaną wysokobudżetowym „World War Z" Marca Forstera z Bradem Pittem w roli głównej. Akcja filmu toczy się 10 lat po tym, jak Ziemia została zniszczona w wyniku ostatecznej katastrofy. Ludzie zamienili się w żywe zombie, a reżyser pokaże ich z perspektywy ocalałych, żyjących w różnych zakątkach świata.

Miesiąc później, mimo że kalendarz premiery nie jest jeszcze całkowicie domknięty, da się już dojrzeć następny koniec. Nastąpi on w filmie Neilla Blomkampa „Elysium" (16 sierpnia), w którym zobaczymy świat z 2159 r. i społeczeństwo podzielone wielką przepaścią między bardzo bogatych i żyjących w skrajnej biedzie. Bohater filmu będzie musiał wprowadzić pokój i ład w rzeczywistość brutalnych podziałów. We wrześniu zaś (13 września), pod dosłownym tytułem „The End of the World", aktor Seth Rogen tym razem zasiądzie na krzesełku reżysera, aby opowiedzieć o imprezie pełnej gwiazd odbywającej się u Jamesa Franco. Podczas jej trwania dochodzi do katastrofy, po której przy życiu pozostaje tylko kilka osób.

Jakby dla zachowania harmonii w przyrodzie największy katastrofista kina Roland Emmerich w swoim najnowszym filmie „White House Down" (28 czerwca) zwróci się w stronę bardziej kameralnej historii. Opowie o agencie Secret Service, który będzie musiał chronić prezydenta, gdy Biały Dom zaatakują siły paramilitarne.

Ci, którym ta propozycja nie wystarczy, będą mogli sobie przypomnieć Emmericha bodaj z najgłośniejszego jego obrazu zagłady. 5 lipca wróci na ekrany „Dzień Niepodległości". Wizja ludzkości zagrożonej zagładą przez monstrualne statki kosmiczne Obcych tym razem pojawi się w 3D.

Powtórka z rozrywki

Elektroniczny lifting to jeden ze sposobów na przyciągnięcie widza do rzeczy znanych i już zaakceptowanych. Kryzys ekonomiczny także Hollywood dał się we znaki i producenci coraz mniej ryzykują.

Jeśli w zeszłym roku wydawało się, że kontynuacji jest dużo, w tym będzie ich o połowę więcej. Projekty, którym się udało, nie tylko w ostatnich latach, odnieść frekwencyjny i medialny sukces przypominają się w kolejnej odsłonie.

Absolutnym rekordzistą w tym zestawieniu będzie „W ciemności. Star Trek" (16 maja). Dwunaste już filmowe nawiązanie do fenomenu telewizyjnej serii, która opanowała też inne dziedziny amerykańskiej popkultury i rozrywki. Tym razem prowadzona przez reżysera J.J. Abramsa załoga „Enterprise" powróci na Ziemię, gdzie – a jakże – zastanie ogromne zniszczenie.

W 2013 r. powtórkowo nikt nie pozostanie zaniedbany. Fani komedii po raz trzeci wrócą do bohaterów „Kac Vegas" (24 maja) Todda Phillipsa, miłośnicy horrorów ponownie zobaczą „Piłę mechaniczną 3D" Johna Luessenhopa (4 stycznia), a kochający szybkie samochody  po raz szósty spotkają się z bohaterami serii (serialu?) „The Fast and The Furious 6" Justina Lina (24 maja).

Dzieci ponownie zobaczą bohaterów znanych z filmu „Potwory i spółka" („Uniwersytet potworny" Dana Scanlona z premierą 5 lipca), „Jak ukraść księżyc?" („Minionki rozrabiają" Pierre'a Coffina i Chrisa Renaunda od 12 lipca w kinach), „Smerfów" („Smerfy 2" Raji Gosnella od 2 sierpnia). Nieco starsi dostaną kolejne odsłony ulubionych sag: „Percy'ego Jacksona: Morze potworów" Thora Freudenthala i „Igrzysk śmierci" – „The Hunger Games: Cathing Fire" Francisa Lawrence'a z premierą 22 listopada. A najstarsi otrzymają drugą odsłonę „Thora" („Thor. Mroczny świat" Alana Taylora od 8 listopada) – ekranowe rozwinięcie kultowego komiksu z lat 60.

Po wakacjach wzrośnie ciśnienie krwi nie tylko u fanów albumowej serii „Sin City" Franka Millera oraz filmu nakręconego na jej podstawie w 2005 r. przez Roberta Rodrigueza. Atmosfera i estetyka kina noir z lat 40. i 50. XX w. wróci 4 października, wraz z premierą „Sin City: A Dame to Kill For".

Komiksową konwencję, choć w innych klimatach, rozwinie też „Iron Man 3" Shane Blacka (10 maja) oraz „Wolverine" Jamesa Mangolda, który wejdzie na ekrany kin 26 lipca, dopełniając serię „X-Men".

Podobnie, choć nie identycznie, rzecz się ma z sagą „Zmierzch". Wampiry zamknęły happy endem swoją historię, ale moda na ekranizowanie książek jej autorki, Stephanie Meyer, pozostała. 5 kwietnia do kin trafi nowy tasiemiec pt. „Intruz" Andrew Niccola. Przedłużone życie mają też bohaterowie z „Władcy pierścieni" według Tolkiena. Rozbity na trzy filmy „Hobbit" Petera Jacksona pierwszą częścią zamknął 2012 r., drugą – „Hobbit. Samotna góra" – pożegna 2013.

Pozostając w świecie fantasy – „Jack pogromca olbrzymów" (22 marca) Bryana Singera (zaprawionego w reżyserii filmów „X-Men", „X-Men 2", „Superman: Powrót", „Walkiria") – zaprosi na przygodę m.in. do lasu Puzzlewood, który zainspirował samego J.R.R. Tolkiena. Nadzwyczaj dobrze radząca sobie w kinie grupa superbohaterów i w tym roku zapewni widzom rozrywkę. Christopher Nolan, tym razem jako producent, zaangażował do wyreżyserowania „Człowieka ze stali" (14 czerwca) Zacka Snydera, uznanego przez magazyn „British Communication Arts" za jednego z najbardziej utalentowanych twórców... filmów reklamowych w Wielkiej Brytanii.

W nurcie baśni, których dodatkową mocą jest wieloletnia obecność w kulturze i świadomości widzów, pojawi się „Oz Wielki i Potężny" Sama Raimi (8 marca). Oparty na pomysłach z książek L. Franka Bauma „Oz the Great and Powerful" ma być zupełnie nową wersją znanej historii i swoistym prequelem legendarnego „Czarnoksiężnika z Krainy Oz". Z kolei „Frozen" w reż. Chrisa Bucka (29 listopada) to wielokrotnie odkładana adaptacja baśni Hansa Christiana Andersena „Królowa Śniegu". Musicalowa animacja będzie 53. pełnometrażowym dziełem sygnowanym jako „Walt Disney Animated Classics".

Znane, sprawdzone, oswojone

Znamienne dla rozpoczynającego się 2013 r. jest to, że zdecydowanie mniej pojawi się w nim karkołomnych koncepcji i ryzykownych wizji za duże pieniądze. Niektórzy poszukają nowości w technologii, jak w „Życiu Pi" (11 stycznia) nakręconym przez flirtującego z wysokobudżetowym kinem Anga Lee. Drudzy podeprą się literaturą – tu modelowym przykładem mogą się okazać „Les Miserables. Nędznicy" Toma Hoppera, w kinach od 25 stycznia. Jeszcze inni odwołają się do historii, w co celuje w swoim „Lincolnie" Steven Spielberg (1 lutego).

Pozostając w kręgu klasyki – literatury i jej adaptacji – niezwykle ciekawie zapowiada się kolejna filmowa wersja „Wielkich nadziei" Charlesa Dickensa. Najsłynniejszą, do tej pory, nakręcił w 1946 r. David Lean. Do klasyki literatury i kina sięgnął także Baz Luhrman – Australijczyk, który dał się poznać jako reżyser o wyobraźni nieokiełznanej i nieobliczalnej. Po twórcy oryginalnej adaptacji „Romea i Julii" czy „Moulin Rouge" można się spodziewać brawurowego i nieoczywistego przeniesienia na ekran powieści F. Scotta Fitzgeralda „Wielki Gatsby" (14 czerwca). Stawka jest wysoka, szczególnie po wyróżnionym dwoma Oscarami filmie Jacka Claytona z 1974 r., do którego scenariusz napisał wówczas sam Francis Ford Coppola.

Kreacje, na które czekamy

Do połowy stycznia – czyli niezbyt długo – trzeba będzie poczekać na prawdziwy koktajl wspaniałych ról w filmie „Django" Quentina Tarantino. Historia z południa Stanów Zjednoczonych, dwa lata przed wojną secesyjną, przyniesie aktorski pojedynek Jamiego Foxxa (tytułowy niewolnik), Leonarda DiCaprio, Kurta Russella, Samuela L. Jacksona i Christopha Waltza. Ten ostatni właśnie Tarantino zawdzięcza zdobycie upragnionego przez wielu Oscara. Waltza wymienia się także w kategoriach faworyta do nominacji tegorocznych, choć przyjdzie mu się zmierzyć z poważną konkurencją. Jednym z rywali będzie Anthony Hopkins koncertowo wcielający się w mistrza suspensu w filmie „Hitchcock" Sachy Gervasi. Innym – Sean Penn grający w „Gangster Squad. Pogromcach mafii" (1 lutego) Rubena Fleischera – gangsterskiej opowieści z Los Angeles dziejącej się w 1949 r. Aktor wcieli się w bezwzględnego króla mafii Mickeya Cohena.

Nazwiskami z wysokiej półki posiłkuje się także Fisher Stevens w „Stand Up Guys". Grający u niego Al Pacino i Christopher Walken nie mieli ostatnio najlepszej passy. Czy role dwóch starzejących się płatnych morderców podniosą ich notowania, tak jak występ w „Poradniku pozytywnego myślenia" Davida O. Russela (premiera 8 lutego) poczynił z więdnącą karierą Roberta De Niro? Tego nie wiadomo, ale jedno jest pewne. Nawet odrodzony De Niro będzie mógł pozazdrościć aktorskich wyzwań i wysokich ocen, jakie za swój występ w „Lincolnie" Spielberga zbiera Daniel Day-Lewis. Ten aktorski kameleon od kilku lat nie spuszcza z tonu. Choć pojawia się na ekranie raz na dwa lata, co trzecia rola przynosi mu nominację do Oscara. Prawdopodobnie nie inaczej będzie z wykreowanym przez niego Lincolnem. O ile więc nadchodzący kinowy rok kryje przed nami wiele niespodzianek i wrażeń, o tyle w przypadku najlepszej roli męskiej, suspens wydaje się zupełnie zabity.

Mimo zapowiadanego końca świata Hollywood wydaje się powoli oswajać katastrofizm. Eksponuje go, ale zawsze pozostawia nadzieję i zapewnienie: przetrwamy. W tym roku nie zabraknie końca świata na ekranie, choć od paru lat twórcy szukają innego punktu widzenia. Zamiast inwestować w efekty specjalnie, powoli (lub w zależności od umiłowań reżysera – bardzo powoli) starają się przesunąć akcent na człowieka. Taki zabieg stosuje w „Niemożliwym" Juan Antonio Bayona (premiera 25 stycznia), opowiadając o monstrualnej fali tsunami, która zmiata tajlandzki letni kurort. Historię poznajemy z punktu widzenia rozdzielonej w wyniku katastrofy rodziny.

Pozostało 95% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił