Przez lata wyobrażenia o Afryce kształtowały w kinie hollywoodzkie produkcje, najczęściej pokazując Czarny Ląd jako idealne miejsce dla egzotycznych przygód poszukiwaczy skarbów lub melodramatycznych opowieści.
Co prawda podejście twórców zza oceanu się zmienia. Staje się bardziej wnikliwe, dostrzega dramat jego mieszkańców. Jednak nadal jest to punkt widzenia z zewnątrz. Głos z wnętrza Afryki nie docierał na nasze ekrany. Do dziś.
„Daratt” Mahamata-Saleha Harouna to film z Czadu. Reżyser, pokazując konsekwencje wojny domowej, która przez 40 lat trawiła kraj, stworzył uniwersalny obraz o pragnieniu zemsty i potrzebie przebaczenia.
Tytuł oznacza porę suchą. I taki jest krajobraz tej ascetycznej opowieści. Pustynia i spieczona ziemia ciągną się aż po horyzont. Na tym tle rozgrywa się bolesny dramat. Komisja Prawdy i Sprawiedliwości, która miała dokonać rachunku krzywd po koszmarze terroru i bratobójczych walk, ogłasza amnestię dla zbrodniarzy wojennych.
Nastoletni Atim stracił podczas wojny ojca. Nie zamierza się pogodzić z decyzją komisji. Chce wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Od niewidomego dziadka otrzymuje pistolet i wyrusza, by się zemścić. Jak podkreśla dziadek – wtedy stanie się mężczyzną.