Był sobie kiedyś mały chłopiec. Uwielbiał rysowanie i marzył, by zostać malarzem. Niestety, dorośli nie poznali się na jego talencie i poradzili, by wybrał inny zawód. Został pilotem. Pewnego razu, lecąc nad Saharą, musiał wylądować na pustyni. Zmęczony bezskuteczną naprawą silnika zasnął na piasku tysiąc mil od najbliższej siedziby człowieka.
O świcie obudził go cieniutki głos Małego Księcia, który przybył z asteroidy B-612, gdzie rządził trzema wulkanami i jedną Różą. Mały Książę postanowił poznać wszechświat i udał się w długą podróż. Poznał wówczas planety: Króla, Człowieka Interesu, Generała. Żadna z poznanych osób nie przypadła mu do serca.
Wędrował więc dalej, aż trafił na planetę zwaną Ziemia. Tam poznał najpierw Węża, który obiecał mu pomóc, gdyby zechciał kiedyś wrócić na rodzinny asteroidę. Potem Lisa buszującego wśród róż, od którego wyniósł naukę o potrzebie miłości w życiu każdego stworzenia. Mały Książę coraz lepiej rozumiał,z sens słów mądrego Lisa – polubił Pilota, a może nawet pokochał. Ale tęsknił coraz bardziej za swą Różą – zrozumiał, jak wielką darzy ją miłością.
Udał się więc do Węża, który niegdyś obiecał mu pomóc w powrocie na asteroidę. Niecny gad nadużył jego zaufania i ukąsił śmiertelnie. Pilot tymczasem zakończył naprawę samolotu. Uszczęśliwiony pobiegł na poszukiwania Małego Księcia. Kiedy ujrzał go martwego, wpadł w rozpacz. Gdy samolot Pilota wzbił się w powietrze, dotarło doń echo śmiechu Małego Księcia, które towarzyszyło mu odtąd zawsze...
Reżyser Stanley Donen, doświadczony twórca kinowych musicali, przystępując w 1974 r. do ekranizacji powieści Saint-Exupery’ego, świadomy był trudności tego zadania. Wierna adaptacja groziła przegadaniem. Zdecydował się więc przełożyć pierwowzór na język muzyki i ruchu. Kompozytor Frederic Loewe wespół ze scenarzystą Allanem Jayem Lernerem stworzyli rodzaj dziecięcych songów mówiących o przyjaźni, ludzkiej solidarności, pięknie Ziemi, smutku rozstania. Choreografię stworzył – grający również podstępnego Węża, sławny tancerz, a także reżyser „Kabaretu” – Bob Fosse.