Tak było. Taśmy prawdy

Wyszłam z projekcji "Popiełuszki" wzruszona. Dla mnie to nie był film. To kawałek mojego życia. Moje pokolenie nie pamięta Października '56, a w Marcu '68 i Grudniu '70 byliśmy dziećmi. Najważniejszym doświadczeniem historycznym stał się więc dla nas czas "Solidarności" i stanu wojennego. W "Popiełuszce" znalazłam atmosferę tamtych dni i miesięcy.

Aktualizacja: 25.02.2009 21:07 Publikacja: 25.02.2009 18:25

Wszystko jest w tym filmie prawdziwe. Nadzieja, strach, odwaga, bunt, rozpacz. Byłam na Powązkach podczas pogrzebu Przemyka, stałam w nieprzebranym tłumie pod kościołem św. Stanisława Kostki, gdy ogłoszono, że ksiądz Jerzy został porwany. I potem, kiedy znaleziono jego poturbowane ciało. Ciszę mącił warkot helikopterów latających nad placem Komuny Paryskiej. Ale ludzie stali. To był hołd dla męczennika, lecz także wielkie "Nie!". Wszystkich razem i każdego z osobna.

Pamiętam aktorów, którzy chodzili na procesy działaczy "Solidarności". Przypominam sobie pierwszy wyrok skazujący po serii uniewinnień i informację, że zmieniono sędziów. Przyzwoitych i niezawisłych zastąpiono sprzedawczykami. To wszystko na seansie "Popiełuszki" przeżyłam od nowa.

Można oczywiście powiedzieć, że polski stan wojenny nie wyglądał aż tak krwawo. Ale rozumiem, że Rafał Wieczyński opowiada o losach człowieka, który był tam, gdzie działy się dramaty i tragedie. Więc z jego punktu widzenia tak właśnie było. Nie ukrywam też, że lubię widzieć na ekranie złożoność historii. A jednak w tym filmie jednostronna perspektywa mi nie przeszkadzała. Tamten czas wykrystalizował poglądy i podzielił Polaków. Było się po jednej stronie.

"Popiełuszko" to ważny zapis czasu. Ma błędy: trochę niepotrzebnych dialogów, kilka dłużyzn. Ale największym komplementem jest to, że chwilami nie odróżnia się w nim zdjęć inscenizowanych od dokumentalnych, autentycznych. Wieczyński maluje ciekawy portret człowieka. Adam Woronowicz, bardzo zresztą podobny do księdza Popiełuszki, przekonująco tworzy postać nienadętą, zwyczajną. Pokazuje, jak można zachować godność, pokonując strach.

Co ważne, reżyser nie epatuje też klerykalizmem ani hurrapatriotyzmem. Opowiada o harcie narodu, który nie poddał się reżimowi. Przetrwał, bo ocalił podstawowe wartości. Uczciwość, solidarność.

Cieszę się, że ten film powstał.

Wszystko jest w tym filmie prawdziwe. Nadzieja, strach, odwaga, bunt, rozpacz. Byłam na Powązkach podczas pogrzebu Przemyka, stałam w nieprzebranym tłumie pod kościołem św. Stanisława Kostki, gdy ogłoszono, że ksiądz Jerzy został porwany. I potem, kiedy znaleziono jego poturbowane ciało. Ciszę mącił warkot helikopterów latających nad placem Komuny Paryskiej. Ale ludzie stali. To był hołd dla męczennika, lecz także wielkie "Nie!". Wszystkich razem i każdego z osobna.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu