Reklama

Reżyser ostro krytykuje polityków, ale jego film jest po prostu nudny

Każdy kadr tego filmu zaświadcza, że Oliver Stone nie znosi George'a W. Busha, traktuje go prawie jak idiotę. Polityka zresztą zawsze była pasją Stone'a, zdeklarowanego lewaka niecofającego się przed manipulacją i naginaniem faktów dla udowodnienia tezy, którą aktualnie głosił. Nie inaczej postąpił i teraz.

Publikacja: 12.03.2009 18:51

Zanim w "W." zajął się George'em W. Bushem, w dniu amerykańskiej premiery urzędującym jeszcze 43. prezydentem Stanów Zjednoczonych, wcześniej poświęcił filmy Johnowi F. Kennedy'emu i Richardowi Nixonowi. W "JFK" przedstawił własną, sugestywną wersję zamachu w Dallas. Z kolei w "Nixonie" próbował stworzyć portret zagubionego człowieka, którego prezydentura przyniosła wiele sukcesów, ale zakończyła się w niesławie aferą Watergate. Oba te filmy, choć zarzucano im przekłamania i dowolność w interpretacji faktów, traktowały swych bohaterów z powagą, bez karykaturalnych przerysowań.

W "W." Stone poszedł na całość. Każdy kadr tego filmu zaświadcza, że George'a W. Busha traktuje prawie jak idiotę. A najbardziej interesuje go, jak taki przeciętniak, nieudacznik, pijak i półgłówek mógł przez dwie kadencje być gubernatorem Teksasu, a potem również dwukrotnie prezydentem USA. Ale do końca nie udaje mu się tego wyjaśnić.

Bush jego zdaniem to człowiek dogłębnie zakompleksiony, żyjący w cieniu ojca i brata Jeba, niewiedzący, co chce robić w życiu i długo traktowany przez własną rodzinę jak czarna owca (na co zresztą konsekwentnie przez lata zapracował). Gdy skończył lat 40., całkowicie się odmienił. Porzucił alkohol, przeżył religijne nawrócenie i znalazł wreszcie cel w życiu: politykę.

Tego już ośmieszyć za bardzo się nie dało, więc ostrze krytyki przeniósł Stone na lata prezydentury, a zwłaszcza czas dojrzewania do decyzji o wojnie z Irakiem, jakoby gromadzącym zapasy broni jądrowej i biologicznej. A otoczenie prezydenta naciskające na podjęcie tej decyzji to istna małpiarnia licytująca się w coraz bardziej głupich pomysłach, których konsekwencją są liczne śmiertelne ofiary.

Zaprezentowana przez Stone'a pozbawiona cienia dramaturgii ekranowa wizja poczynań Busha prezydenta to straszne nudziarstwo.

Reklama
Reklama

[i]USA, Hongkong, Niemcy, W. Brytania, Australia 2008, reż. Oliver Stone, wyk. Josh Brolin, James Cromwell, Elizabeth Banks, Ellen Burstyn, Richard Dreyfuss, Scott Glenn, Toby Jones, Stacy Keach, Thandie Newton[/i]

Zanim w "W." zajął się George'em W. Bushem, w dniu amerykańskiej premiery urzędującym jeszcze 43. prezydentem Stanów Zjednoczonych, wcześniej poświęcił filmy Johnowi F. Kennedy'emu i Richardowi Nixonowi. W "JFK" przedstawił własną, sugestywną wersję zamachu w Dallas. Z kolei w "Nixonie" próbował stworzyć portret zagubionego człowieka, którego prezydentura przyniosła wiele sukcesów, ale zakończyła się w niesławie aferą Watergate. Oba te filmy, choć zarzucano im przekłamania i dowolność w interpretacji faktów, traktowały swych bohaterów z powagą, bez karykaturalnych przerysowań.

Reklama
Film
Nie żyje wielki artysta dokumentu Marcel Łoziński
Film
Nie żyje Terence Stamp. Słynny aktor miał 87 lat
Film
Narnia wraca na ekran z Meryl Streep. Reżyseruje autorka sukcesu „Barbie"
Film
Nie żyje krytyk filmowy Andrzej Werner
Film
Niedoszły Bond na tropie Laury Palmer z Yosemite, czyli serial „Dzikość” Netflixa
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama