Przedstawienie opowiada o wydarzeniach z 1977 roku. Wtedy Maciej Szczepański, prezes TVP, zlecił realizację filmu o Wincentym Pstrowskim. Opowieść o czołowym przodowniku pracy w powojennej Polsce miała być barbórkowym prezentem dla I sekretarza KC Edwarda Gierka.
[b]Rz: Skąd pan zna tę historię?[/b]
[b]Janusz Dymek:[/b] Z Internetu. Tam zacząłem poszukiwania informacji o Wincentym Pstrowskim, o którym chciałem zrobić spektakl. Natknąłem się na opowieść Stefana Szlachtycza o perypetiach związanych z powstawaniem filmu o Pstrowskim – „Kto da więcej, co ja”. Z dzisiejszego punktu widzenia historia wydała mi się zabawna, choć tamte lata nie nastrajały do śmiechu, podobnie jak sytuacja, w którą się wpakował reżyser.
[b]Mógł odmówić nakręcenia filmu?[/b]
Jako główny reżyser TVP? Nie. Bezpośrednio tę robotę zlecił mu dyrektor programowy Janusz Rolicki, ale działał na polecenie Macieja Szczepańskiego. A jemu się nie odmawiało. Nawet jeśli trzeba było napisać scenariusz i nakręcić film w ciągu trzech miesięcy, co graniczy z niemożliwym.