Popegerowski skansen czy miejsce magiczne

W kinach "Wino truskawkowe". Obraz polskiej prowincji przedstawiony w filmie Dariusza Jabłońskiego poróżnił naszych recenzentów

Publikacja: 08.05.2009 19:04

Popegerowski skansen czy miejsce magiczne

Foto: Materiały Promocyjne

[b]PRO - BARBARA HOLLENDER[/b]

[b]Poezja surowego życia[/b]

Nie jest łatwo ekranizować prozę Andrzeja Stasiuka, w której realizm miesza się z metafizyką. Jabłońskiemu udało się to znakomicie.

Bohater "Wina truskawkowego" wyjeżdża z miasta po wielkiej osobistej tragedii. Szuka miejsca, w którym mógłby zapomnieć, uciec od bólu. Znajduje je w małej mieścinie w Beskidach, tam, "gdzie wrony zawracają".

I właśnie ów bohater, noszący w filmie imię Stasiuka – Andrzej, scala na ekranie wątki opowiadań z "Opowieści galicyjskich". Obok niego pojawiają się krwiste, soczyste postacie – wiecznie pijany traktorzysta Janek, miejscowy szewc Zalatywój na gorąco sklejający opony do rowerów i tęskniący za czasami PGR, piękna Lubica, co "diabła ma za skórą i chłopów wodzi na pokuszenie", biznesmen Edek, nieszczęśliwy Kościejny, który zabił kochanka żony, potem sam skazał się na śmierć, a teraz jego duch nie może spokojnie odejść, zanim ksiądz nie odprawi za niego mszy.

"Wino truskawkowe" oglądane wprost może razić: zbrodnia, pijaństwo, bieda... Ale trzeba mieć dużo złej woli albo zbyt małą wyobraźnię, by odbierać ten film dosłownie. Obraz Jabłońskiego ma w sobie magię podobną do tej, jaką niesie proza Stasiuka. – Tym razem udało się chyba pokazać niewidzialne – mówi sam pisarz. W "Winie..." siermiężna codzienność kryje poezję. Dramat miłości, zazdrości, śmierci toczy się bez znieczulenia, a przecież urasta do przypowieści. Jest w tym filmie opowieść o porażce, o żalu za tym, co zostawiamy za sobą, ale też o sile życia. "Trzeba żyć, chłopie, trzeba żyć" – mówią zwyczajnie bohaterowie "Wina".

Luźne obrazki składają się w całość. Zuzana Fialová zachwyca naturalnym seksem, aktorzy: Marian Dziędziel, Maciej Stuhr, Marek Litewka, Lech Łotocki, tworzą przekonujące kreacje, zdjęcia Tomasza Michałowskiego i muzyka Michała Lorenca współgrają z surową i prostą rzeczywistością.

W "Winie truskawkowym" odbijają się tęsknoty człowieka z początku XXI wieku. Za światem, w którym wszystko jest prawdziwe: uczucia, radości, tragedie. Gdzie codziennie toczy się walkę o przetrwanie, gdzie nie ma pobłażania dla zdrady i kłamstwa. Gdzie ludzie rozmawiają z Bogiem, kimkolwiek by on był. To tęsknota za światem, którego już chyba nie ma.

[ramka] podyskutuj z autorką: [mail=b.hollender@rp.pl ]b.hollender@rp.pl [/mail][/ramka]

[b]KONTRA - RAFAŁ ŚWIĄTEK[/b]

[b]Reżyserowi zabrakło umiaru[/b]

W filmie Dariusza Jabłońskiego oglądamy popegeerowski skansen, a w nim zjawy z zaświatów. Realizm na siłę łączony jest z ludową magią. Żłobiska – wieś na końcu Polski, przy granicy ze Słowacją. Czas się zatrzymał, cywilizacja nie dotarła. Ludzie żyją wspomnieniami. Rozpamiętują czasy świetności miejscowego pegeeru. I popijając tanie wino, pytają samych siebie: "Czy tu jest źle albo gorzej niż gdzie indziej?". W okolicznym lesie można odnaleźć ślady dawnych kultur, minionych epok. Mchem porastają szczątki cerkwi, woda z potoku obmywa pęknięte macewy. Zmarli błąkają się na rozdrożu w nadziei, że ktoś odprawi za nich mszę.

Trzeba niezwykłego wyczucia, aby przekonująco opowiedzieć o takim świecie w konwencji realizmu magicznego. A na dodatek połączyć to, co w nim przaśne i plebejskie, z tym co wzniosłe, metafizyczne. Na tym m.in. polega fenomen prozy Andrzeja Stasiuka, którego "Opowieści galicyjskie" stały się kanwą scenariusza filmu Dariusza Jabłońskiego.

Niestety, reżyserowi zabrakło umiaru. Ilekroć bowiem w "Winie truskawkowym" mamy do czynienia z czymś, co wymyka się racjonalnemu pojmowaniu, Jabłoński stosuje nachalną stylistykę opowiadania. Więcej w niej pretensjonalnych chwytów niż poezji.

W powtarzających się ujęciach z lotu ptaka reżyser usiłuje przekonać widzów, że na zdegradowaną rzeczywistość patrzy w filmie sam Bóg. W tle rozbrzmiewa jeszcze etniczna muzyka Michała Lorenca. A przecież wystarczyłoby te zabiegi ograniczyć do sceny, w której duch Kościejnego mówi do przydrożnego Chrystusa: "Ty tu sobie wisisz, a my musimy brać wszystko na własny rozum". To jedno zdanie lepiej wyraża egzystencjalną sytuację bohaterów "Wina truskawkowego" niż większość pomysłów inscenizacyjnych z filmu Jabłońskiego.

Reżyser nie trafił również z obsadzeniem roli Andrzeja, warszawskiego policjanta, który przybywa do Żłobisk, by z dala od miejskiego zgiełku poukładać sobie życie po osobistej tragedii. Jiří Macháček ma kamienną twarz Bustera Keatona. Świetnie sprawdza się w komediach Hřebejka lub Ondříčka. Ale jego mimika nie pasuje do tragikomicznej konwencji filmu Jabłońskiego. Macháček nie umie wyrazić traumy, z którą zmaga się Andrzej.

[ramka] podyskutuj z autorem: [mail=r.swiatek@rp.pl]r.swiatek@rp.pl[/mail][/ramka]

[b]PRO - BARBARA HOLLENDER[/b]

[b]Poezja surowego życia[/b]

Pozostało 99% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów