W filmie Dariusza Jabłońskiego oglądamy popegeerowski skansen, a w nim zjawy z zaświatów. Realizm na siłę łączony jest z ludową magią. Żłobiska – wieś na końcu Polski, przy granicy ze Słowacją. Czas się zatrzymał, cywilizacja nie dotarła. Ludzie żyją wspomnieniami. Rozpamiętują czasy świetności miejscowego pegeeru. I popijając tanie wino, pytają samych siebie: "Czy tu jest źle albo gorzej niż gdzie indziej?". W okolicznym lesie można odnaleźć ślady dawnych kultur, minionych epok. Mchem porastają szczątki cerkwi, woda z potoku obmywa pęknięte macewy. Zmarli błąkają się na rozdrożu w nadziei, że ktoś odprawi za nich mszę.
Trzeba niezwykłego wyczucia, aby przekonująco opowiedzieć o takim świecie w konwencji realizmu magicznego. A na dodatek połączyć to, co w nim przaśne i plebejskie, z tym co wzniosłe, metafizyczne. Na tym m.in. polega fenomen prozy Andrzeja Stasiuka, którego "Opowieści galicyjskie" stały się kanwą scenariusza filmu Dariusza Jabłońskiego.
Niestety, reżyserowi zabrakło umiaru. Ilekroć bowiem w "Winie truskawkowym" mamy do czynienia z czymś, co wymyka się racjonalnemu pojmowaniu, Jabłoński stosuje nachalną stylistykę opowiadania. Więcej w niej pretensjonalnych chwytów niż poezji.
W powtarzających się ujęciach z lotu ptaka reżyser usiłuje przekonać widzów, że na zdegradowaną rzeczywistość patrzy w filmie sam Bóg. W tle rozbrzmiewa jeszcze etniczna muzyka Michała Lorenca. A przecież wystarczyłoby te zabiegi ograniczyć do sceny, w której duch Kościejnego mówi do przydrożnego Chrystusa: "Ty tu sobie wisisz, a my musimy brać wszystko na własny rozum". To jedno zdanie lepiej wyraża egzystencjalną sytuację bohaterów "Wina truskawkowego" niż większość pomysłów inscenizacyjnych z filmu Jabłońskiego.
Reżyser nie trafił również z obsadzeniem roli Andrzeja, warszawskiego policjanta, który przybywa do Żłobisk, by z dala od miejskiego zgiełku poukładać sobie życie po osobistej tragedii. Jiří Macháček ma kamienną twarz Bustera Keatona. Świetnie sprawdza się w komediach Hřebejka lub Ondříčka. Ale jego mimika nie pasuje do tragikomicznej konwencji filmu Jabłońskiego. Macháček nie umie wyrazić traumy, z którą zmaga się Andrzej.
[ramka] podyskutuj z autorem: [mail=r.swiatek@rp.pl]r.swiatek@rp.pl[/mail][/ramka]