Na świecie odbywa się w każdym roku ponad 1000 festiwali filmowych. Ale festiwal w Cannes jest wyjątkowy. Magia tej imprezy sprawia, że wielu mistrzów współczesnego kina tu właśnie chce mieć prapremiery swoich filmów. Na pokazach specjalnych prezentują swoje przeboje studia amerykańskie, a dla debiutantów nagroda canneńska oznacza początek wielkiej kariery.
Na 11 majowych dni na francuską Riwierę przyjeżdża prawie pięć tysięcy dziennikarzy i krytyków, wysyłających korespondencje w najdalsze zakątki globu. Branżowe akredytacje dostaje ponad 35 tysięcy osób, po czerwonym dywanie chodzą największe gwiazdy kina. Nic dziwnego, że Bulwar Croisette staje się wówczas światową stolicą X muzy.
Program tegorocznej, zaczynającej się 13 maja edycji festiwalu, jest imponujący. Ostatni rok był dla kina trudny. Na produkcji filmowej odbiły się hollywoodzkie strajki scenarzystów i bunt aktorów. Potem wszystkim dał się we znaki kryzys gospodarczy. Zabrakło wielkich hitów na ostatnim festiwalu w Wenecji, krucho było w Berlinie.
Marco Mueller, dyrektor promującej intelektualne kino Mostry, z owej posuchy próbował uczynić zaletę. - Postawiliśmy na kino świeże, nieznane, eksperymentujące – tłumaczył. Dyrektor Berlinale Dieter Kosslick tradycyjnie zwrócił się w kierunku filmów politycznych, opowiadających o kryzysie, spekulacjach bankowych i niepokojach świata. Jednak oba festiwale rozczarowały uczestników, zbierając nienajlepsze recenzje.
Gilles Jacob i Thierry Fremaux, szefowie festiwalu w Cannes, mieli zadanie łatwiejsze. Zebrali całą niemal wyprodukowaną w ubiegłym roku śmietankę. Nawet w Cannes rzadko zdarza się, by w konkursie pojawiły się filmy kilku laureatów Złotych Palm (Quentina Tarantino, Larsa von Triera, Jane Campion, Kena Loacha), plus nowe tytuły takich mistrzów jak Almodovar, Coixet, Bellocchio, Ang Lee, Haneke, Resnais.