Kiedy w 1980 roku dotarł do nas nowy film Miloša Formana, zachwycaliśmy się nie tylko błyskotliwą ekranizacją musicalu. Bohaterowie "Hair", tak mocno osadzonego w amerykańskich realiach z lat wojny w Wietnamie, byli zadziwiająco nam bliscy. Udowadniali, że warto się buntować, nawet jeśli przyjdzie zapłacić najwyższą cenę za obronę własnych przekonań.
Przenosząc na ekran musical Galta MacDermonta, Miloš Forman dokonał w nim istotnych zmian. Zgodnie z hollywoodzkimi regułami wygładził akcję, bo "Hair" w oryginale był zbiorem luźno ze sobą powiązanych scenek, widowiskiem wywodzącym się z dokonań teatru awangardowego. Na ekranie oglądamy opowieść o tym, jak Claude Bukowski, syn farmera z Oklahomy, przeżywa pierwszą miłość do Sheili. A przede wszystkim – staje przed dylematem, czy zgłosić się do punktu rekrutacyjnego i wyruszyć na wojnę w Wietnamie.
Claude nie zwykł się buntować, jego nowi przyjaciele, poznani w Nowym Jorku, próbują go do tego skłonić, bo politycy nie powinni decydować o naszym losie. Nie należy też poddawać się mieszczańskim wzorom, którym hołdują rodzice Sheili.
Można więc powiedzieć, że po odrzuceniu znakomitych piosenek oraz efektownych scen tanecznych opracowanych przez słynną choreografkę amerykańską Twylę Tharp, pozostaje sentymentalna opowiastka. A jednak Miloš Forman potrafił nadać jej walor uniwersalny. "Hair" bliski jest jego znakomitemu filmowi "Lot nad kukułczym gniazdem", bo w obu czeski reżyser dotyka problemu granic wolności jednostki. W ojczyźnie Formana i u nas zmagaliśmy się z nim przez całe dziesięciolecia.
$>