Rozśmieszająca babeczka z haszyszem nie uratuje filmu o Woodstock

„Zdobyć Woodstock” Anga Lee jest nie do końca udaną komedią o przełomowym wydarzeniu pokolenia hipisów Podstawowy błąd reżysera polega na tym, że zdecydował się pokazać najważniejszy dla dzieci kwiatów festiwal półśrodkami

Aktualizacja: 30.11.2009 18:11 Publikacja: 30.11.2009 00:02

Zdobyć Woodstock

Zdobyć Woodstock

Foto: materiały prasowe

Trudno się zadowolić kilkoma zbiorowymi scenami na zatłoczonej drodze i nieudanymi komputerowymi symulacjami tłumu tańczącego nocą. Brakuje oryginalnej muzyki, a bez Joplin, Hendriksa i Santany nie da się poczuć smaku szalonego lata ’69. Wszystko robi wrażenie produkcyjnej taniochy. Reżysera tylko częściowo tłumaczy to, że chciał zaprezentować festiwal od kuchni, z perspektywy prowincjusza Billy’ego, syna żydowskiej rodziny, która prowadzi zadłużony motel.

Pejzaż amerykańskiej wsi jest zresztą najciekawszy, także dzięki nietuzinkowym postaciom. W roli matki, zacofanej sknery szantażującej wszystkich ciężkim losem, jakiego doświadczyła podczas wojny, wystąpiła znakomita Imelda Staunton. Emile Hirsch, ucharakteryzowany na Dustina Hoffmana z „Absolwenta”, wzruszająco zagrał nieśmiałego, delikatnego chłopaka, który przez przypadek dowiedział się, że organizatorzy festiwalu szukają terenów pod imprezę. I ściągnął ich do motelu, a wraz z nimi setki hipisów.

Historia to autentyczna, a wartością filmu jest na pewno wątek dojrzewania do wolności. Technik budujący festiwalową estradę, patrząc na hipisów, mówi: mój syn walczy w Wietnamie, a wolałbym, żeby był w Woodstock. Trudno pohamować śmiech, gdy rodzina Billy’ego po zjedzeniu ciasta z haszyszem po raz pierwszy cieszy się swoim towarzystwem i śmieje. Znakomicie wypadają sekwencje z golasami bulwersującymi prowincjuszy i transwestytą, byłym żołnierzem marines, który ochrania rodzinę Billy’ego przed lokalnymi antysemitami oraz mafią.

Kiedy jednak Lee pokazuje kolejny (po „The Brokeback Mountains”) gejowski coming out – robi się szablonowo. Nadmiernie też uległ posthipisowskiej nostalgii. Tylko jednym zdaniem napomyka, że po

Woodstock było Altamont, gdzie nafaszerowany dragami tłum zakończył lato dzieci kwiatów krwawą jatką.

Dla mnie najciekawszy jest poboczny motyw – pieniądza. Obsesję na punkcie kasy mają organizatorzy festiwalu i lokalna społeczność. Dziś wiemy, że buntownicy zostali biznesmenami. Dlatego na bohatera filmu wyrasta Bob Dylan. Uczestnicy festiwalu narzekają, że nie przyjechał na Woodstock.

Wolał zostać w domu, z rodziną. Pokazał, że warto zachować dystans do wszystkich idei i ruchów społecznych.

Trudno się zadowolić kilkoma zbiorowymi scenami na zatłoczonej drodze i nieudanymi komputerowymi symulacjami tłumu tańczącego nocą. Brakuje oryginalnej muzyki, a bez Joplin, Hendriksa i Santany nie da się poczuć smaku szalonego lata ’69. Wszystko robi wrażenie produkcyjnej taniochy. Reżysera tylko częściowo tłumaczy to, że chciał zaprezentować festiwal od kuchni, z perspektywy prowincjusza Billy’ego, syna żydowskiej rodziny, która prowadzi zadłużony motel.

Pejzaż amerykańskiej wsi jest zresztą najciekawszy, także dzięki nietuzinkowym postaciom. W roli matki, zacofanej sknery szantażującej wszystkich ciężkim losem, jakiego doświadczyła podczas wojny, wystąpiła znakomita Imelda Staunton. Emile Hirsch, ucharakteryzowany na Dustina Hoffmana z „Absolwenta”, wzruszająco zagrał nieśmiałego, delikatnego chłopaka, który przez przypadek dowiedział się, że organizatorzy festiwalu szukają terenów pod imprezę. I ściągnął ich do motelu, a wraz z nimi setki hipisów.

Film
Mastercard OFF CAMERA: Kraków zalany słońcem i ciekawymi filmami
Film
Największe katastrofy finansowe Hollywood ostatnich miesięcy. Na liście gwiazdy
Film
Nieznane wywiady papieża Franciszka
Film
Bono gwiazdą Cannes. Na festiwalu odbędzie się premiera dokumentu o muzyku U2
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Film
Film o kocie, który ucieka po gigantycznej powodzi, podbił świat
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne