Crowe zdobywa Cannes

Imprezę rozpoczęła światowa prapremiera "Robin Hooda" Ridleya Scotta - To film o władzy i tyranii - pisze Barbara Hollender z Cannes

Aktualizacja: 14.05.2010 12:27 Publikacja: 12.05.2010 18:34

Russel Crowe (R) i Cate Blanchett (L)

Russel Crowe (R) i Cate Blanchett (L)

Foto: AFP

Jednocześnie festiwal walczy z przeciwnościami. Nie ma już śladu po spustoszeniach, jakie tydzień przed jego rozpoczęciem uczyniły na Lazurowym Wybrzeżu sześciometrowe fale. Mer Cannes zmobilizował wszystkie siły porządkowe, knajpki na Bulwarze Croisette już wabią uczestników festiwalu i turystów, na wyrównanym piasku plaż wokół Pałacu Festiwalowego wyrosło miasteczko filmowe. Ale te błyskawiczne porządki kosztowały miasto majątek.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,478747.html]Cannes - fotostory[/link] [/wyimek]

Teraz canneńczycy z niepokojem patrzą w niebo i czytają komunikaty na temat przemieszczania się chmury wulkanicznego pyłu. Na razie jednak lotnisko w Nicei przyjmuje samoloty bez zakłóceń. W stumetrowym apartamencie canneńskiego hotelu Carlton zainstalował się już przewodniczący tegorocznego jury Tim Burton. Dyrektor festiwalu Gilles Jacob, dziękując "filmowcowi o złotym sercu i rękach ze srebra" za przyjęcie funkcji szefa jury, przypomniał, że po raz pierwszy Złotą Palmę będzie przyznawał reżyser, który zaczynał karierę w animacji. "Mam nadzieję, że szczypta jego szaleństwa i humoru spłynie na Croisette" – dodał.

Powszechnie uważa się, że kryzys odbił się na festiwalu dopiero w tym roku. Będzie mniej filmów i mniej gwiazd. Mniej – jak na Cannes, bo w programie znalazły się nowe tytuły Woody'ego Allena, Ridleya Scotta, Olivera Stone'a, Kena Loacha, Mike'a Leigha czy Alejandro Gonzalesa Inarritu, a po czerwonym dywanie już w pierwszych dniach przejdą się Russell Crowe, Kate Blanchett i Michael Douglas.

[srodtytul]Skromny łucznik [/srodtytul]

Ridley Scott nie przyjechał do Cannes. Jak podają oficjalne źródła, przeszedł operację kolana i nie zakończył jeszcze rehabilitacji. Ale swoim dziełem zaskoczył widzów. Nowy "Robin Hood" jest filmem porywającym, choć zawiedzie się każdy, kto spodziewa się, że obejrzy bajkę o facecie w zielonych rajtuzach, który grabi bogatych i rozdaje łupy biednym.

Bohaterem filmu Ridleya Scotta jest skromny łucznik Ryszarda Lwie Serce, który po śmierci (!) króla wraca z krucjaty do Anglii. Trafia do Nottingham, by spełnić prośbę umierającego rycerza Roberta Loxleya i zwrócić jego ojcu, sir Walterowi rodzinny miecz. Ale w Anglii nie dzieje się dobrze. Nowy król, Jan, nie chce podpisać Wielkiej Karty Swobód i paktuje z Francją, co grozi wojną domową. Kraj jest wyniszczony wieloletnią wojną, lud głoduje, uginając się pod wysokimi podatkami, a w Nottingham rządzi skorumpowany szeryf. Stary sir William Loxley, chcąc ratować rodzinny majątek, prosi przybysza, by przez jakiś czas udawał jego syna, który wyjechał z wioski na wojnę przed dziesięcioma laty, zostawiając w domu świeżo poślubioną żonę Marion.

[srodtytul]Wspaniała batalistyka [/srodtytul]

Scott nakręcił więc rodzaj prequela, opowieść o tym, jak narodził się zakapturzony banita z lasów Sherwood. Nikt tu jeszcze nie kryje się w puszczy ani niczego nie rozdaje. Nowy "Robin Hood" nie ma nic wspólnego z legendą ani z wcześniejszymi, klasycznymi Robinami – Douglasem Fairbanksem czy Errolem Flynnem, a nawet z niedawnym, pochodzącym z początku lat 90. XX wieku Kevinem Costnerem. Scott zrobił wielkie widowisko historyczne – skrzyżowanie "Walecznego serca" i "Gladiatora".

Jego bohater z łucznika, który chce na wojnie zarobić, przemienia się w patriotę, bojownika o wolność narodu angielskiego i sprawiedliwość społeczną. Jest tu sporo niepotrzebnego patosu (zwłaszcza w mowach wygłaszanych do ludu i wojska), ale jest również zapierająca dech w piersiach batalistyka. Rozmach, na jaki stać już dzisiaj tylko największe studia. Mimo odległości dziewięciu wieków, sceny walk z armią francuską niektórzy krytycy już porównują z sekwencjami lądowania w Normandii z "Szeregowca Ryana".

Ridley Scott zrobił film o władzy i tyranii. Choć Russell Crowe gra tytułowego Robina, nie tylko on trzyma ten film. Jedną z głównych person dramatu jest tu król Jan (Oscar Isaac). Piękną postać tworzy Max vov Sydow jako stary, mądry sir William Loxley. Są w "Robinie..." sceny -perełki. Jak choćby ta, gdy królowa-matka przychodzi do znienawidzonej synowej, żeby zamówiła Jana do podpisania Magna Carta. Staje przed dziewczyną, której nigdy nie lubiła, i upokarza się, bo wie, jaki wpływ na politykę może mieć kobieta.

O tym, że "Robin Hood" jest fantastycznie zrealizowany, nie trzeba nikogo zapewniać. Scott umiejętnie łączy wątki narodowe z prywatnymi. Robin walczy nie tylko za kraj. Chce też zemścić się za śmierć ojca i zdobyć miłość Marion. Do tego wspaniałe zdjęcia Johna Mathiesona, i kilka znaczących kreacji.

Absolutnie nie żal mi klasycznego Robin Hooda. Od faceta w zielonych rajtuzach wolę chmurnego Russella Crowe'a, od zielonych lasów Sherwood – kurz średniowiecznych bitew, a od naiwnej legendy – dramat władzy. Jestem za.

Po swojej prapremierze canneńskiej film Scotta wchodzi na ekrany w wielu krajach. A tu w Cannes zaczyna się dwunastodniowy maraton, w którym pierwsze skrzypce grać będą zapewne filmy znacznie skromniejsze. Kinematografie mniejszych krajów z trudem wychodzą z kryzysu.

[ramka] [b]Russell Crowe, aktor [/b]

[obrazek=http://grafik.rp.pl/grafika2/478797,490339,9.jpg" style="border: 1px #808080 solid; float: left; margin-right: 8px"]

Gdybyśmy z Ridleyem zrobili wszystko, co wymyśliliśmy, film trwałby siedem godzin. Zdecydowaliśmy się więc przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jak Robin Hood się narodził, a także oddać posmak średniowiecza, z jego kurzem i brakiem romantyzmu. Chcieliśmy, by widzowie poczuli, że mają do czynienia z prawdą, a nie tylko z barwną legendą. Zainteresować ich, jak w "Gladiatorze", historią. Jest wielu ekranowych Robin Hoodów. Ale mnie oni nie przekonują, żadnemu nie wierzę. Dlatego najpierw zadałem sobie pytanie, kim mój bohater mógł być, co widział podczas krucjat, co zrozumiał z życia, jaki wrócił z wojny. Starałem się wlać w niego prawdę, gniew, potrzebę pomszczenia śmierci ojca, tęsknotę za miłością.

[b]Cate Blanchett, aktorka [/b]

[obrazek=http://grafik.rp.pl/grafika2/478797,490338,9.jpg" style="border: 1px #808080 solid; float: left; margin-right: 8px"]

Pamiętam swój pierwszy dzień na planie. Dech mi zaparło, byłam zszokowana tym, w jak precyzyjny sposób odtwarzano w tym "Robin Hoodzie" realia średniowiecza. Bardzo mi się podobała idea filmu, próba zbudowania prawdziwych, wiarygodnych postaci. Czasem dobrze jest też wrócić do starych dobrych zasad moralnych, przypomnieć, czym jest poczucie odpowiedzialności, lojalność wobec bliskich, ale również własnego kraju. Poza tym miałam dużo satysfakcji ze współpracy z Ridleyem i Russellem. Nie mówiąc już o tym, że dużo scen grałam z Maxem von Sydovem, który zawsze był dla mnie niedościgłym wzorem aktorstwa. A jeszcze na dodatek, występując w "Robin Hoodzie", zdecydowanie urosłam w oczach własnych dzieci.

[i]not. bh[/i][/ramka]

Jednocześnie festiwal walczy z przeciwnościami. Nie ma już śladu po spustoszeniach, jakie tydzień przed jego rozpoczęciem uczyniły na Lazurowym Wybrzeżu sześciometrowe fale. Mer Cannes zmobilizował wszystkie siły porządkowe, knajpki na Bulwarze Croisette już wabią uczestników festiwalu i turystów, na wyrównanym piasku plaż wokół Pałacu Festiwalowego wyrosło miasteczko filmowe. Ale te błyskawiczne porządki kosztowały miasto majątek.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,478747.html]Cannes - fotostory[/link] [/wyimek]

Pozostało 93% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu