Rodzina – temat dla filmu

Złoty Lajkonik dla „Warszawy do wzięcia”, Złoty Smok dla „Poza zasięgiem”

Publikacja: 07.06.2010 01:05

„Warszawa do wzięcia” Karoliny Bielawskiej i Julii Ruszkiewicz

„Warszawa do wzięcia” Karoliny Bielawskiej i Julii Ruszkiewicz

Foto: Krakowski Festiwal Filmowy

W 1972 roku „Dziewczyny do wzięcia” z filmu Janusza Kondratiuka jechały do stolicy, żeby poderwać „miastowego” faceta. Czterdzieści lat później bohaterki „Warszawy do wzięcia” szukają tu szansy na lepsze życie. Dokument ten otrzymał główną nagrodę w konkursie krajowym Krakowskiego Festiwalu Filmowego.

Trzy bohaterki pochodzą z popegeerowskich wsi i korzystając z programu „Przystań na skarpie”, próbują zadomowić się w Warszawie. Nie mają żadnych kwalifikacji, nie potrafią sprostać wymogom pracodawców, nie nadążają za szybkim rytmem życia. Ich marzenia pękają jak bańki mydlane.

O każdej z dziewczyn widz dużo wie, realizatorki jadą z nimi do domów, rejestrują rozmowy z rodzicami, koleżankami, chłopakami. Są znakomicie podpatrzone sceny angażowania do pracy, wynajmowania mieszkania, zajęć, jak jeść nożem i widelcem. Przede wszystkim jednak są portrety dziewczyn, miasta oraz naszego czasu.

W „Warszawie do wzięcia” Karolina Bielawska i Julia Ruszkiewicz pokazały kawałek prawdy o polskiej transformacji, która przed jednymi otworzyła ogromne perspektywy, innych skazała na przegraną. I, co ważne, ten film ani przez chwilę nie kpi z bohaterek. Zrobiony został w ich obronie.

Razem z Marią Zmarz-Koczanowicz, Maciejem Drygasem, Krystianem Lupą i Andrzejem Pągowskim byłam w jury krakowskiego konkursu krajowego. Złotego Lajkonika przyznaliśmy temu filmowi jednogłośnie.

– Dokument musi rodzić się nie z pragmatycznej kalkulacji, lecz z wewnętrznego bólu – mówi Maciej Drygas, autor filmów „Usłyszcie mój krzyk” i „Stan nieważkości”. – To coś więcej niż rejestrujący rzeczywistość reportaż. Film dokumentalny powinien unieść się na wyższe piętro, stać się metaforą. „Warszawa do wzięcia” jest wierna rzeczywistości, a jednocześnie pozwala widzowi na refleksję. Jako warszawiak zaczynam się zastanawiać, gdzie mieszkam: w cudownej metropolii czy wielkiej wiosze.

Do polskiego dokumentu wchodzi nowe pokolenie – wychowankowie uczelni w Katowicach i Łodzi, szkoły Wajdy i kursów prywatnych. Młodzi twór-cy często opowiadają o tym, co jest im najbliższe. Społecznych fresków takich jak „Warszawa do wzięcia” nie zobaczyliśmy wielu. Może jeszcze w filmie „W drodze” Leszka Dawida, gdzie kierowca wysłuchuje opowieści kolejnych autostopowiczów. Pomysł świetny, szkoda tylko, że reżyser nie zachował konsekwencji w opowiadaniu. Ciekawa jest też „Marysina polana”. Grzegorz Zariczny podgląda juhasów wypasających owce na hali. Twarde chłopy gadają głównie o kobietach, film zaczyna się układać w opowieść o miłości, zdradzie, tęsknocie.

Większość realizatorów pokazuje rzeczywistość jednak poprzez jednostkowe losy. W interesującej formalnie 30-minutowej fabule „Ciemnego pokoju nie trzeba się bać” Kuba Czekaj oczami dziecka patrzy na rodzinę skrywającą mroczne tajemnice i ojca, w którym po degradacji w pracy narastają frustracja i poczucie niespełnienia, bezradności.

Nagrodzony Złotym Smokiem w konkursie zagranicznym Jakub Stożek w „Poza zasięgiem” opowiada o siostrach próbujących odnaleźć matkę alkoholiczkę, która porzuciła je wiele lat temu. Scena czekania na spotkanie pod wieżą Eiffla na długo zostanie mi w pamięci. Podobnie jak oczy babci z „Takiego życia…” Daniela Zielińskiego – filmu o dramacie starości, samotności, poświęceniu, łatwym zrzucaniu z siebie odpowiedzialności za opiekę nad niedołężnym człowiekiem.

[wyimek]Polski dokument tworzy dziś nowe pokolenie, które unika społecznych fresków[/wyimek]

Kolejną wiwisekcję rodziny proponuje Marcin Koszałka. Świetny operator i reżyser w „Ucieknij od niej” razem z siostrą próbuje określić stosunek do zmarłych rodziców. Jego film mierzy się ze sprawami ostatecznymi. Koszałka potrafi zresztą zamieniać swoje filmy w metafory. W „Deklaracji nieśmiertelności” – portrecie alpinisty Piotra Korczaka, dotyka problemów starzenia się, rozliczeń z życiem, przekraczania granic własnych słabości, zbliżania się do tajemnicy istnienia.

Inaczej tworzy klimat odchodzenia Igor Chojna. Jego nagrodzony Srebrnym Lajkonikiem, skromny „Seans w kinie Tatry” to film o mężczyźnie, który prowadzi upadające kino w Łodzi. Ale opowieść o umieraniu kina zamienia się w finale w pean na jego cześć. Bohater ogląda na ekranie matkę, która od dawna nie żyje. Tylko celuloidowa taśma może dać człowiekowi nieśmiertelność.

Ciekawe jednak, że w trudnych czasach nie powstają wielkie dokumenty społeczne, nie ma też na ekranie historii i polityki. Na opisanie dzisiejszej Polski musimy zatem poczekać.

[ramka][srodtytul]Powiedziały dla „Rzeczpospolitej” [/srodtytul]

[b]Karolina Bielawska[/b] i [b]Julia Ruszkiewicz[/b], zdobywczynie Lajkonika

Tę nagrodę dostałyśmy chyba za cierpliwość i upór. Za to, że nie zrezygnowałyśmy. Przeczytałyśmy o fundacji Przystań na Skarpie i chciałyśmy zrobić film o dziewczynach, które z prowincji przyjeżdżają do Warszawy i stają się Europejkami.

Przez pół roku jeździłyśmy po Polsce i szukałyśmy dziewczyn zdesperowanych, za wszelką cenę chcących odmienić swoje życie. Tak spotkałyśmy Anię – opowiadała o tym, że najpierw pojedzie do Warszawy, a potem do Londynu, do swojego chłopaka. Gosia pochodziła z Mazur, z rejonu Kętrzyna, gdzie 80 proc. ludzi nie ma pracy. Miała ośmioro rodzeństwa, rodzina żyła z zasiłków. Byłyśmy pewne, że będzie bardzo silna, że da sobie świetnie radę. Gdy na początku zdjęć Ania zrezygnowała, znalazłyśmy Ilonę. Pomyślałyśmy, że wniesie do naszego filmu coś nowego: miała już wówczas małego synka.

Towarzysząc naszym bohaterkom ponad rok, widziałyśmy, jak w zderzeniu z rzeczywistością tracą złudzenia, zmieniała się koncepcja naszego filmu. My też przeżywałyśmy momenty zwątpienia, zdarzało się, że nie mogłyśmy kręcić, bo nie miałyśmy kamery. Operatorzy wykruszali się, narzekali, że zdjęcia nie są przygotowane. Ale przecież w „Warszawie do wzięcia” żadna scena nie jest inscenizowana. Same byłyśmy czasem zaskakiwane, poznawałyśmy inny świat.

Złoty Lajkonik to wielka satysfakcja. Będziemy mogły pospłacać długi, m.in. za poprawki kopii, które robiłyśmy na własny koszt, kiedy producent nie chciał za nie płacić. Praca nad tym filmem nauczyła nas pokory. Powiedzenie, że każdy jest kowalem własnego losu, wydało nam się zbyt proste. Obserwowałyśmy te dziewczyny, zastanawiając się, kim byłybyśmy, gdybyśmy urodziły się tam gdzie one. Mamy nadzieję, że ten film zwróci uwagę na los ludzi takich jak nasze bohaterki.[/ramka]

W 1972 roku „Dziewczyny do wzięcia” z filmu Janusza Kondratiuka jechały do stolicy, żeby poderwać „miastowego” faceta. Czterdzieści lat później bohaterki „Warszawy do wzięcia” szukają tu szansy na lepsze życie. Dokument ten otrzymał główną nagrodę w konkursie krajowym Krakowskiego Festiwalu Filmowego.

Trzy bohaterki pochodzą z popegeerowskich wsi i korzystając z programu „Przystań na skarpie”, próbują zadomowić się w Warszawie. Nie mają żadnych kwalifikacji, nie potrafią sprostać wymogom pracodawców, nie nadążają za szybkim rytmem życia. Ich marzenia pękają jak bańki mydlane.

Pozostało 92% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu