[b]Czy kiedyś spotkał pan taką rodzinę bezrobotnych pijaków jak klan Strobbe, o którym pan opowiada?[/b]
[b]Felix van Groeningen:[/b] Nie, ale po przeczytaniu książki mogłem ich sobie wyobrazić. Mój ojciec miał bar w Ghent, w nim właściwie się wychowałem. Widziałem tam wielu pijanych, jednak nie tak agresywnych. Obejrzałem też kilka dokumentów. Zapadł mi w pamięć szczególnie jeden: o brukselskiej rodzinie – pijącej mniej i nie tak gwałtownej jak Strobbe – która bardzo ze sobą trzymała. Szanuję takich ludzi, uważam, że nie powinno się na nich patrzeć z góry.
[b]W „Boso...” matka czterech synów to porządna kobieta. Jak to możliwe, że wychowała nierobów?[/b]
Jej mąż był pijakiem. Trudno, by synowie stali się inni. Poza tym po śmierci ojca byli już dorośli i jej nie pozostawało nic innego jak po nich sprzątać. Nie mogła już niczego zmienić.
[b]Ciężko jest dorastać w takim otoczeniu, w jakim wychowuje się Gunther – narrator. Jakie cechy trzeba mieć, żeby nie stać się takim jak toksyczna rodzina?[/b]