Najłatwiej pokonać ją w sporcie. Wystarczą determinacja, wola walki i łut szczęścia. Reżyser „Więcej, silniej, szybciej” dorzuca do tego jeszcze jeden składnik – anaboliki.

Sam podziwiał w dzieciństwie muskularnych herosów. Zapatrzony w bicepsy Stallone’a i Schwarzeneggera chwycił za ciężary. Chciał być siłaczem, ale szybko się przekonał, że wielu jemu podobnych wybiera drogę na skróty, sięgając po zakazane substancje. Bell nie ogranicza się jedynie do pokazywania bywalców amatorskich siłowni, którzy faszerują się sterydami w nadziei, że kiedyś będą przypominać Johna Rambo czy Conana Barbarzyńcę. Kreśli obraz społeczeństwa żyjącego przekonaniem, że na świecie nie ma miejsca dla przegranych. Liczą się wyłącznie zwycięzcy, drugie miejsca są dla nieudaczników.

Chorobliwe ambicje i obsesyjna rywalizacja wypaczają reguły życia społecznego. Właściwe postępowanie ustępuje zasadzie: cel uświęca środki.

O tym, że ma ona powszechne zastosowanie, świadczą w filmie wypowiedzi polityków i ekspertów medycznych. Ale także kariery wybitnych sportowców, byłych lub obecnych idoli Ameryki. Mit sprinterki Marion Jones runął po tym, gdy przyznała się do stosowania niedozwolonego hormonu THG. Wybitny kolarz Lance Armstrong nie został złapany na dopingu, ale w światku kolarskim huczało od plotek, że to sterydy zapewniły mu wygrane w Tour de France.

21.00 | canal+ | PIĄTEK