Selekcjonerzy postawili na filmy eksperymentujące i na twórców poszukujących nowego języka kina. Niestety, zbyt często takie próby kończą się obrazami artystowskimi i nawet zaprawieni w bojach festiwalowi widzowie wychodzą z projekcji.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,2,530927.html]"Zobacz zdjęcia z Wenecji"[/link][/wyimek]
„Post mortem” Pabla Lorraina toczy się w 1973 roku, w czasie puczu wojskowego, w wyniku którego władzę w Chile przejęła junta Augusta Pinocheta. Bohater filmu pracuje w szpitalnej kostnicy, brodzi wśród trupów zwożonych przez wojskowych. Jednocześnie przeżywa dramat miłosny. Zakochany w kabaretowej tancerce, próbuje ją ocalić przed aresztowaniem. Do czasu, gdy zrozumie, że jego wybranka ma innego kochanka. Lorrain epatuje śmiercią i tragedią, a wychodzi z tego pretensjonalny bełkot.
W „Trznadlach” Aleksieja Fedorczenki dwaj mężczyźni wiozą nad jezioro w pobliżu Rostowa ciało zmarłej kobiety. Była uwielbianą, młodszą o 20 lat żoną jednego z nich, kochanką drugiego. Razem chcą ją pochować, a właściwie spalić i rozsypać prochy w wodzie. Wspominają zmarłą, dopóki jej dusza nie uleci w przestworza razem ze zwęglonym ciałem. Obraz Fedorczenki pokazuje umierający świat i ból odchodzenia. Cierpienie miesza się z żalem i wybaczeniem. Jest w tym filmie coś poruszającego. Ale jak długo jeszcze będziemy na ekranie oglądać wyłącznie Rosję zapyziałą, biedną, prymitywną?
Przy tych filmach obraz wysublimowanego reżysera Francois’a Ozona „Potiche” wydaje się czystą komercją. To historia żony biznesmena, która w czasie jego choroby przejmuje zarządzanie upadającą fabryką. Dużo humoru, francuska lekkość i urzekająca Catherine Deneuve sprawiają, że film się świetnie ogląda. Choć fakt, że „Potiche” trafił do konkursu, świadczy o tym, z jakim trudem organizatorzy wyszukują tytuły walczące o Złotego Lwa.