"Hej, skarbie" to historia 16-letniej, czarnoskórej, otyłej dziewczyny z Harlemu, która ma kilkuletnią córkę z zespołem Downa i właśnie jest w drugiej ciąży. Dzieci są wynikiem gwałtów dokonanych przez ojca na oczach rozleniwionej, ordynarnej, pozbawionej uczuć matki. Claireece – analfabetka odrzucona przez rówieśników – znosi swój los bez skargi.

Jedyne, co ma, to marzenia, które nigdy się nie spełnią. Tak jest do chwili, gdy trafia do eksperymentalnej szkoły. Tam, w niewielkiej grupie wykolejonych, nieszczęśliwych dziewczyn, zaczyna odnajdywać – dzięki nauczycielce – wiarę w siebie i sens życia.

"Hej, skarbie" jest filmem, który musiał powstać w Ameryce Baracka Obamy, bo mówi o odzyskiwaniu godności przez tych, którzy dotąd czuli się niedowartościowani. Przy takim temacie łatwo jednak popaść w dydaktyzm albo sentymentalizm. Daniels unika tych pułapek, głównie dzięki aktorom.

W roli Claireece występuje dziewczyna z nowojorskiego Harlemu Gabourey Sidibe, dla której ta rola – jak szkoła dla jej bohaterki – stała się szansą na odmianę losu. Matkę zagrała specjalizująca się w komediach Mo'Nique, tworząc tym razem rolę ogromnie dramatyczną. Jej bohaterka nie potrafi odróżnić dobra od zła, dla własnego spokoju jest gotowa poświęcić wszystko, łącznie z córką, ale przecież – opuszczona i samotna – zostaje ofiarą własnej znieczulicy. Bardzo prawdziwa jest Paula Patton jako nauczycielka, która będąc lesbijką, sama zna smak inności. A w rolach pracownicy społecznej i pielęgniarza występują gwiazdy popu: Mariah Carey i Lenny Kravitz. I bez scenicznego makijażu znakomicie wpisują się w ten skromny film.

"Hej, skarbie" to ciekawe kino, łączące wnikliwą obserwację społeczną z opowieścią o naturze człowieka, który potrafi podnieść się z dna.