„Skrzydlate świnie” Anny Kazejak to przyzwoity film rozrywkowy

„Skrzydlate świnie” wykorzystują ograne schematy kina rozrywkowego, ale są sprawnie zrealizowane

Aktualizacja: 08.11.2010 19:11 Publikacja: 06.11.2010 00:10

"Skrzydlate świnie"

"Skrzydlate świnie"

Foto: ITI CINEMA

Anna Kazejak zadebiutowała w 2005 roku, razem z Janem Komasą i Maciejem Drygasem. Ich film „Oda do radości” był gorzkim portretem młodych ludzi, którzy nie mogąc się odnaleźć we własnym kraju, zmuszeni są do szukania pracy za granicą. Kazejak zrobiła nowelę o dziewczynie, której zakład fryzjerski, założony za pieniądze zarobione w Londynie, zostaje zdemolowany. To koniec jej marzeń.

W samodzielnym debiucie reżyserka odeszła od tamtego ostrego spojrzenia na rzeczywistość. Opowiedziała historię, która mogła się zdarzyć wszędzie: na Śląsku, ale też w małym mieście francuskim czy amerykańskim.

Bohater „Skrzydlatych świń”, choć właśnie zostaje ojcem, jest kompletnie niedojrzały. Żyje głównie piłkarskimi meczami. Gdy jego ukochany klub wypada z ligi, zdesperowany chłopak przyjmuje posadę u konkurencji. Ma tam, razem z inną, równie zapaloną amatorką futbolu, organizować kibiców zagrzewających piłkarzy do walki. Od tej pory wszyscy grają o jego duszę: rodzina, dawni koledzy, stary klub, który chce się podźwignąć z upadku. Oskar musi wybierać między pieniędzmi i karierą a wiernością, lojalnością i pasją.

To już drugi „piłkarski” film nakręcony ostatnio przez kobietę. Kasia Adamik, reżyserka „Boiska bezdomnych”, pokazywała, jak lumpy z Dworca Centralnego odzyskują godność i wiarę w siebie. Kazejak śledzi dojrzewanie chłopaka do odpowiedzialności i do bycia sobą. Co łączy te filmy? Nadzieja.

„Boisko bezdomnych” jest obrazem głębszym, jednak obie panie bardzo sprawnie opowiadają historie w amerykańskim stylu. Z happy endem i dość przewidywalne, ale atrakcyjne. Niby bajki, ale pełne drobnych obserwacji społecznych. Niby filmy łatwe i przyjemne, a zmuszające widza do refleksji.

Nie jestem walczącą feministką, ale muszę to stwierdzić: kobiety proponują ciekawszą rozrywkę niż większość mężczyzn. Faceci raczą publiczność bzdurnymi komediami romantycznymi, niestrawnymi ciachami i Manhattanem w środku Warszawy. Reżyserki do takiego poziomu się nie zniżają. Przypominają, że nawet jeśli nie rozmawia się w kinie z Bogiem, to można rozmawiać z widzem, nie traktując go jak głupca.

 

Anna Kazejak zadebiutowała w 2005 roku, razem z Janem Komasą i Maciejem Drygasem. Ich film „Oda do radości” był gorzkim portretem młodych ludzi, którzy nie mogąc się odnaleźć we własnym kraju, zmuszeni są do szukania pracy za granicą. Kazejak zrobiła nowelę o dziewczynie, której zakład fryzjerski, założony za pieniądze zarobione w Londynie, zostaje zdemolowany. To koniec jej marzeń.

W samodzielnym debiucie reżyserka odeszła od tamtego ostrego spojrzenia na rzeczywistość. Opowiedziała historię, która mogła się zdarzyć wszędzie: na Śląsku, ale też w małym mieście francuskim czy amerykańskim.

Film
Kontrowersyjny Julian Assange bohaterem dokumentu nagrodzonego w Cannes
Film
Cannes'25: Czy koniec świata już trwa?
Film
Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą
Film
Zaskakujący zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity. Jeden z szansą na Oscara
Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami