Muzyka: komedia o jazzie i socjalizmie

Słowacka "Muzyka" Juraja Nvoty jest komedią o jazzie i siermiężnym socjalizmie. Tyle że przejmująco smutną - pisze Rafał Świątek

Aktualizacja: 02.12.2010 19:37 Publikacja: 01.12.2010 17:59

Martin (Lubo Kostelný) uwielbia jazz. Film "Muzyka" od piątku na ekranach

Martin (Lubo Kostelný) uwielbia jazz. Film "Muzyka" od piątku na ekranach

Foto: Vivarto

Scenie otwierającej film towarzyszy ballada wychwalająca harmonijne życie wśród pięknych dolin. To gorzki żart. Sielski nastrój po chwili pryska. Naszym oczom ukazuje się miasteczko, które nie ma nic wspólnego z arkadyjskim mitem. Oglądamy zapyziałą czechosłowacką prowincję z lat 70., gdzieś przy granicy z Austrią. Mieszkańcy – oddzieleni od Zachodu kolczastym drutem – są skazani na siermiężną codzienność.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,572325.html] Zobacz galerię zdjęć[/link] [/wyimek]

Tu nie należy się wychylać. Milicjanci wlepiają mandaty za zbyt długie włosy. Granie zachodnich kawałków też nie jest wskazane. Oficjalnie obowiązujący repertuar to pieśni zagrzewające klasę robotniczą do pracy dla ustroju. W tej śmieszno-strasznej rzeczywistości próbuje się odnaleźć Martin (Lubo Kostelný). Młody pracownik lokalnej przepompowni ścieków mieszka wraz z ciężarną żoną kątem u teściów. Ci nieustannie wypominają mu marzycielstwo. On stara się oderwać od szarego świata, grając w wolnych chwilach na saksofonie.

Martin chciałby pójść w ślady amerykańskich jazzmanów. Poczuć atmosferę zadymionego klubu, postawić na improwizację. Ale w realnym socjalizmie można najwyżej stworzyć weselną kapelę lub przygrywać do kotleta w barach. Najpierw jednak trzeba przejść kuriozalną weryfikację przed speckomisją. Odpowiedni profil moralno-polityczny to rzecz święta.

Juraj Nvota wykpiwa absurdy tamtego czasu. Chwilami jego film ma w sobie coś z komedii Barei. Na przykład, gdy Martin z kumplem muszą skakać przed automatycznie rozsuwanymi drzwiami, bo inaczej się nie otworzą. Tak wygląda cywilizacyjny postęp w socjalistycznym wydaniu.

Jednak „Muzyka" nie jest tylko satyrą na komunizm. To przede wszystkim nostalgiczna opowieść o stłamszonych aspiracjach pokolenia, które dojrzewało za rządów Gustáva Husáka. Gra na saksofonie symbolizuje w niej marzenie o przełamaniu topornych schematów.

Dla Martina słodkim smakiem wolności będzie romans z Ancą (Dorota Nvotová), która szyje spadochrony dla wojska i zachowuje się jak szalona hipiska.

Niestety, za żelazną kurtyną nawet wolna miłość ma groteskowy wymiar. Anca chodzi do łóżka z każdym, bo tak jest zabawnie. Ważne jedynie, by wybranek dysponował łazienką, gdzie można się odświeżyć.

„Nie bądź taki spięty" – strofuje Martina. Tylko czy młody romantyk może się rozluźnić w świecie, którym rządzi konformizm, a uczucia zastępuje bezrefleksyjna zabawa? Proszę zobaczyć słodko-gorzki finał.

Scenie otwierającej film towarzyszy ballada wychwalająca harmonijne życie wśród pięknych dolin. To gorzki żart. Sielski nastrój po chwili pryska. Naszym oczom ukazuje się miasteczko, które nie ma nic wspólnego z arkadyjskim mitem. Oglądamy zapyziałą czechosłowacką prowincję z lat 70., gdzieś przy granicy z Austrią. Mieszkańcy – oddzieleni od Zachodu kolczastym drutem – są skazani na siermiężną codzienność.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,572325.html] Zobacz galerię zdjęć[/link] [/wyimek]

Pozostało 80% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: W nastroju listopadowej zadumy
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Jakie filmy będzie oceniać jurorka Cate Blanchett?
Film
Karolina Rozwód, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej złożyła rezygnację
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Julian Rosenfeldt i Cate Blanchett w Toruniu
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Film
„U Pana Boga w Królowym Moście”. Prowincja chce wolności