[b]Rz: Jak się pan czuje jako laureat Srebrnego Niedźwiedzia? [/b]
Fantastycznie. To wszystko stało się bardzo szybko. We wrześniu skończyliśmy montaż „Nagrody”, w lutym pokazaliśmy film na Berlinale. Nie spodziewałem się tego wyróżnienia. Kiedy ktoś z biura organizacyjnego zadzwonił zapraszając mnie na galę, najpierw musiałem kupić sobie marynarkę. Oczywiście, jestem bardzo szczęśliwy.
[b]Przyzwyczailiśmy się, że polscy operatorzy pracują w Europie i w Hollywood. Ale jak trafił pan do filmu argentyńskiej reżyserki produkowanego przez Meksykanów? [/b]
Paula Markovitch, przygotowując autobiograficzny film o dziewczynce, która wraz z matką za rządów junty ukrywała się w małym miasteczku nad oceanem, szukała operatora spoza Ameryki Południowej, ze świeżym spojrzeniem na tamtejszy świat. Płytkę z moimi filmami dostała od kolegi, Wenezuelczyka, z którym kiedyś razem studiowaliśmy w Łodzi. Obejrzała dokumenty „Syberyjska lekcja” i „Na chwilę”. Powiedziała mi potem, że dostrzegła w nich interesujące portrety dzieci. Nie było nam się trudno spotkać, bo pracowałem wtedy w Argentynie.
[b]Co pan tam robił? [/b]