Wywiad z reżyserem publikuje czwartkowa "Gazeta Wyborcza".

Von Trier zaszokował opinię publiczną, gdy na konferencji prasowej po pokazie swojego najnowszego filmu "Melancholia" w Cannes oświadczył, że jest nazistą i w pewnym sensie rozumie Hitlera. W odpowiedzi na te słowa został przez organizatorów uznany na festiwalu w Cannes za „persona non grata".

Paweł T. Felis, który rozmawiał z von Trierem, opisał go jako człowieka załamanego. "Zamiast irytującego egomaniaka bez żadnych świętości (...) zobaczyłem złamanego człowieka, który z przerażeniem w oczach słuchał pierwszych pytań. Ręce mu drżały, mówił wolno, robił długie pauzy, jakby z trudem dobierał słowa i myśli".

"Nigdy nie powinienem brać udziału w konferencjach prasowych. Koszty są ogromne - za każdym razem jestem tak zestresowany, że plotę same bzdury. To przez neurotyzm, nie jestem go w stanie kontrolować. Nie mam żadnego współczucia dla Hitlera, a przecież ja to powiedziałem. A że ironicznie? W newsach nie ma miejsca na ironię" - mówi gazecie reżyser.

"Spędziłem sporą część życia na czytaniu o żydowskiej historii i obozach koncentracyjnych w Polsce. Moje dzieci mają żydowskie imiona, sam wierzyłem przez długi czas, że jestem Żydem. I byłem wstrząśnięty, kiedy jako dorosły facet dowiedziałem się, że moim prawdziwym ojcem był Niemiec. Ale czy to temat do żartów? Pewnie nie. I jest mi cały czas wstyd wobec wszystkich, których mogłem urazić" - przekonuje von Trier.