Odbywa się pod hasłem „Polska szkoła animacji, jej satelici i kontynuatorzy” i obejmuje ponad 60 realizacji: od drugiej połowy lat 50. - do współczesności. Od przełomowych filmów klasyków gatunku - Jana Lenicy i Waleriana Borowczyka, eksperymentujących z formą na granicy absurdu i abstrakcji („Dom”, „Szkoła”, „Labirynt”), do filmów Tomasza Bagińskiego, czy Izabeli Plucińskiej, laureatki Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale 2005.
- Na świecie upowszechnił się termin „polska szkoła animacji” na wzór „polskiej szkoły plakatu” - mówi Bogusław Żmudziński, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Etiuda&Anima, który z krakowskim Stowarzyszeniem Rotunda organizuje Dzień Polskiej Animacji w Londynie. - Korzenie obu zjawisk są wspólne, bo na początku animacje i plakat tworzyli ci sami twórcy, zwykle graficy. Można się jednak spierać, czy jeden termin dla bardzo różnych zjawisk w polskiej animacji jest w pełni uzasadniony.
Częściej używany jest za granicą, niż w kraju, na pewno nie bez wpływu narodzin „szkół narodowych” w innych krajach w latach 50. i 60.
„Szkoła polskiej animacji” zawsze silnie kojarzyła się z „ożywioną plastyką”, pełną autorskich eksperymentów. Nawet wówczas, gdy odwoływała się do literatury. Piotr Dumała, adaptując prozę Dostojewskiego czy Kafki, obywał się bez słów.
W Oscarowym „Tangu” Zbigniewa Rybczyńskiego repetycje scen absurdalnej rzeczywistości wspierała muzyka Janusza Hajduna. Do wielu innych filmów muzykę komponowali najwybitniejsi: Krzysztof Penderecki , Krzysztof Komeda, Zygmunt Konieczny, Tomasz Stańko.