Jeszcze dalej posunął się w „Nagim lunchu" - opartym na powieści Williama Buroughsa. Zderzenie świata beatników ze światem Cronenberga, który od swojego debiutu szukał wszystkiego, co najbardziej nieuchwytne i tajemnicze, wypadło piorunująco. Nie można w „Nagim lunchu" doszukać się logiki, rzeczywistość miesza się z halucynacjami, a wszystko zatopione jest w kafkowskiej aurze osaczenia i fatalizmu.
Dążenie do samodestrukcji
Z kolei w „Crashu", nakręconym na podstawie pornograficzno-technologicznej powieści Jamesa Ballarda, Kanadyjczyk pokazał samotność w epoce maszyn, zwyrodnienie ludzi dążących do samodestrukcji, zastępujących miłość ekstazą, która może narodzić się tylko w obliczu tragedii i śmierci. Ten film o przesycie prowadzącym do szukania nienaturalnych podniet był prowokacją. Równie nieobliczalny okazał się „eXistenZ", gdzie ludzi można już było programować jak maszyny.
W 2002 roku Cronenberg nakręcił najskromniejszy, a dla mnie najbardziej wstrząsający film. „Pająk", z rewelacyjnym Ralphem Fiennesem, był opowieścią o chorym umyśle, traumach dzieciństwa, potwornym cierpieniu człowieka, który musi walczyć z własnymi demonami.
Filmy Cronenberga są prowokacyjne, wstrząsające, wyuzdane. On sam zaś przypomina urzędnika bankowego wysokiego szczebla - szczupły, przystojny, siwiejący, z regularnymi rysami twarzy i przenikliwymi oczami ukrytymi za okularami. Mieszka z rodziną w Toronto, kocha sportowe samochody, ogląda w telewizji mecze bokserskie. Na co dzień jest bardzo spokojnym człowiekiem.
Zapewne ta część jego natury zwyciężyła, gdy zabrał się do pracy nad „Niebezpieczną metodą". Poprawna opowieść o relacjach łączących młodego Junga, Freuda u szczytu sławy oraz ich pacjentkę Sabinę Spielrein - nie miała w sobie krztyny szaleństwa tak charakterystycznego dla tego reżysera.
Podobnie jest z „Cosmopolis". Ale David Cronenberg jeszcze nie złożył broni i nieraz nas zaskoczy.