Rosyjska kinematografia po kilku latach zapaści triumfalnie powróciła do ścisłej światowej czołówki, wciąż zaskakując nowymi doskonałymi filmami zdobywającymi uznanie na międzynarodowych festiwalach.
Są wśród nich także mroczne, pełne okrucieństwa obrazy bez ogródek portretujące demoralizację społeczną. Ukazujące najbardziej ciemne - oficjalnie skrywane - strony współczesnej Rosji, niepotrafiącej poradzić sobie z nieuchronnym upadkiem Związku Radzieckiego i spuścizną, jaka po nim pozostała, przede wszystkim w mentalności ludzi. Twórcy tego nurtu uporczywie i z bolesnym niepokojem próbują zdefiniować tożsamość współczesnych Rosjan. Kim są, skąd czerpią społeczne wzorce, wreszcie kim mogą się stać? Na ogół starają się przy tym nie stawiać kropki nad i, wybór odpowiedzi pozostawiając widzowi.
Spadek po komunizmie
Wśród obecnych w naszych kinach obrazów wspomnianego nurtu na szczególne wyróżnienie zasługuje „Ładunek 200" Aleksieja Bałabanowa - skondensowana wizja piekła na ziemi w realiach krachu sowieckiego imperium. Granicząca z horrorem opowieść boleśnie uświadamiająca rodakom, że nie mają się do czego z przeszłości odwołać, a granicząca z pychą imperialna duma to fantasmagoria nijak mająca się do realiów.
Kolejną analizę upadającego systemu totalitarnego przynosi razem z nutą pocieszenia „Pochowajcie mnie pod podłogą" Siergieja Snieżkina. To oparte na faktach, pełne mocnych efektów studium życia patologicznej rodziny podzielonej od lat narastającymi urazami, niespełnionymi ambicjami i nienawiścią. Ciemnym stronom życia Moskwy: skorumpowanej policji, prostytucji, handlowi żywym towarem przygląda się Aleksiej Mizgiriew w „Słowie jak kamień". „Szczęście ty moje" Siergieja Łożnicy z opowieści o kraju przeklętym przekształca się w historię moralnego upadku jednostki. Bohater przemierzający ciężarówką współczesną Rosję wierzy w swoją wewnętrzną siłę, umiejętność odpierania wszechobecnego zła. Szybko okaże się to iluzją.
Spojrzenie z zewnątrz
Do grona twórców próbujących zdiagnozować przyczyny konfliktów społecznych współczesnej Rosji dołączyła z sukcesem Angelina Nikonowa (rocznik 1976), debiutująca w fabule „Portretem o zmierzchu". Na dylematy rodaków spogląda być może bardziej obiektywnie, okiem człowieka z zewnątrz: przez kilka lat mieszkała w USA, w Nowym Jorku ukończyła studia filmowe. Ale pomysłodawczynią projektu i współscenarzystką była żyjąca cały czas w ojczyźnie aktorka Olga Dychowiczna. Odtwarza ona główną postać intrygującej Mariny Siergiejewnej, współczesnej femme fatale. Film obu pań nie ma nic wspólnego z tzw. kinem kobiecym, takie jego określenie byłoby co najmniej nietaktem.