Skyfall - reżyseria Sam Mendes

Dwugłos : Reżyser Sam Mendes i scenarzysta John Logan nadali w „Skyfall" Bondowi rys współczesnego inteligenta

Publikacja: 24.10.2012 19:06

Skyfall

Skyfall

Foto: Forum Film

Barbara Hollender: Powiem jak baba: podoba mi się Daniel Craig. Dzięki niemu polubiłam bondowską serię. Wreszcie widzę na ekranie prawdziwego faceta, nie lalusia biegającego po dachach w smokingu

Zobacz fotosy z filmu


Kiedy ogłoszono, że to on zagra w „Casino Royale", w Internecie pojawiła się strona craignotbond.com. Pisano, że jest karykaturą Bonda: nie umie obchodzić się z bronią, pływać i ręcznie zmieniać biegów w klasycznym astonie martinie. Nawet krytyk „New York Timesa" scharakteryzował go jako „bladego gościa z płaską twarzą i wielkimi odstającymi uszami". A już wszystkich dobiła informacja, że agent 007 w smokingu pojawi się tylko w zwiastunie, a w filmie będzie nosił garnitury. Tymczasem to właśnie Daniel Craig tchnął w Bonda nowe życie.

Okazał się facetem z krwi i kości. W jego interpretacji agent Jej Królewskiej Mości nie ma w sobie elegancji Seana Connery'ego, ale też komizmu Rogera Moore'a czy lalusiowatości Pierce'a Brosnana. Nowy Bond jest po prostu prawdziwy. Wiarygodny. Pasuje do dzisiejszych czasów, które wyprodukowały całe armie ludzi przegranych i pozbawionych złudzeń.

„Skyfall", trzeci po „Casino Royale" i „007 Quantum of Solace" film z Craigiem, to opowieść o wymianie pokoleń. Rząd przestaje wierzyć, że M. (wspaniała Judy Dench) jest w stanie kierować wywiadem. Po ataku bombowym na siedzibę MI6 wysyła ją na emeryturę. Kobieta ma jednak swoje ambicje. „Nie mogę zostawić MI6 w stanie gorszym, niż go objęłam" – mówi. Wie, że jej przeciwnikiem musi być ktoś, kto zna tajemnice firmy. W tej trudnej „ostatniej akcji" opiera się na starym agencie Jamesie Bondzie. Z konieczności, bo nie ma już innych, równie zaufanych funkcjonariuszy.

Bond-Craig, który po ostatnich traumatycznych doświadczeniach rozpił się i oddał zabawie, musi udowodnić, że może stanąć na wysokości zadania. Wątpią w to zarówno przewodniczący Komitetu Wywiadu i Bezpieczeństwa (Ralph Fiennes), jak i nowy, młody Q (Ben Whishaw). I mają trochę racji. Craigowski Bond nie jest bezbłędny i nieśmiertelny. Nie można z góry przyjąć, że cało wyjdzie z każdej opresji. On sam też ma tę świadomość. W „Skyfall" jest mężczyzną zbliżającym się do pięćdziesiątki. Ma za sobą bolesne chwile, gdy jako dziesięciolatek stracił rodziców, misje w Iraku, Iranie, Libii, Bośni. Widział niejedno. Stracił kobietę, którą kochał. Na dnie jego oczu kryje się ból.

Ale może dlatego właśnie jest tak atrakcyjny. Nie bez powodu kobiety uwielbiały Humphreya Bogarta – człowieka o zmęczonej twarzy. Bond Craiga ma coś z tamtego bohatera. Zna gorycz przegranej, co czyni go mądrzejszym. I odrobinę cynicznym. „Dlaczego to robisz? Dla pieniędzy?" – pyta go przeciwnik w stylu batmanowskiego Jokera, świetnie zagrany przez Javiera Bardema. „Nie zapominaj o mojej żałosnej miłości do ojczyzny" – odpowiada Craig. Ironicznie. Ale przecież wiemy, że ma swoje zasady. Jak przystało na prawdziwego faceta.

Z takim Bondem, współczesnym, inteligentnym, mającym dystans do siebie i świata – seria może trwać.

Jacek Cieślak: Najlepszy od lat film z serii Jamesa Bonda, podnosi jego przygody do rangi takich produkcji jak ostatnie „Batmany". W kino akcji i filmowy komiks wpisuje przypowieść o współczesnym świecie

Historia Raoula Silvy, cybernetycznego terrorysty, z którym zmaga się agent 007, przypomina losy wielu polskich żołnierzy zdradzonych przez aliantów.

Nie bądźmy jednak sentymentalni: Imperium Brytyjskie poświęca na ołtarzu własnych interesów również poddanych królowej. Bond jest wśród nich. Jednak pozostaje wierny. Dlatego kluczem do dramatu jest złowrogi cień, jaki rzuca na przyszłość Silva. Cień demonicznego Jokera. Batman go pokonał. Ale diabeł wcielony i anioł upokorzony powrócił. Nadzieja już tylko w 007.

Gdy Silva mówi, że Europa jest w stanie upadku, nie chodzi tylko o efektowny, hakerski atak bombowy na siedzibę M16 w Londynie i przechwycenie tajnych danych NATO. Na tle wieżowców zjawiskowego Szanghaju europejskie stolice robią wrażenie zacofanej wsi. Pośród efektownych pościgów i scen walki ukryta jest diagnoza: Europa upada, bo prowadzi niejasną politykę. Wypalona, bezsilna, idzie na kompromisy z nowymi tygrysami światowej gospodarki, zdradzając swoje zasady i najwierniejszych ludzi. Politycy dbają tylko o własne stołki.

Film wystawia też rachunek kolonializmowi. Kraje i ludzie wyzyskiwani przez metropolie sięgają po władzę nad światem, nie unikając rewanżu. Mszczą się za lata rasizmu. Współcześni terroryści to także ofiary lub ich potomkowie. Migrują do centrum miast, przenikają do urzędów i tajnych służb. Sam Mendes pokazuje to w ironiczny sposób. W „Czasie Apokalipsy" Jankesi atakowali Wietnamczyków z towarzyszeniem wagnerowskiej „Walkirii". Silva nadlatuje śmigłowcem w rytm „Boom Boom"czarnoskórego Johna Lee Hookera.

Cybernetyczne zabawki, które proponuje Bondowi Q, młody informatyk, już nie wystarczą. Takimi samymi dysponują terroryści. Europa zaczyna przegrywać wyścig technologii. Regres widać w scenach, gdy M16 musi się ukryć przed internetowym atakiem w schronach Churchilla. Zejść do podziemia. Autorzy filmu w tym regresie widzą jednak szansę powrotu do dawnych wartości. Chcą przekonać, że w ostateczności liczy się człowiek i jego inteligencja.

Dlatego Bond wsiada do samochodu retro, jakim agent 007 jeździł w latach 60., i tropem Seanna Connery'ego wraca do rodzinnego zamku w Szkocji, gdzie zbiera siły przed decydującym starciem. Historia staje się wtedy niepoprawna politycznie. Oto przydatny okazuje się podziemny korytarz, którym katolicki ksiądz uciekał kiedyś przed ludźmi reformacji. Ważnym miejscem jest opustoszały od lat kościół. Są też żarty z homoseksualizmu i feminizmu. Nieobraźliwe. Bo „Skyfall" nie jest hymnem na cześć konserwatyzmu. Bond nie darzy sentymentem rodzinnej przeszłości. Film staje się rachunkiem sumienia Europy, bilansem jej słabości, ale i zalet.

W krytycznym myśleniu i poczuciu humoru nadzieja.

 

 

 

 

 

Barbara Hollender: Powiem jak baba: podoba mi się Daniel Craig. Dzięki niemu polubiłam bondowską serię. Wreszcie widzę na ekranie prawdziwego faceta, nie lalusia biegającego po dachach w smokingu

Zobacz fotosy z filmu

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu