Ta impreza nie potrzebuje schodów, czerwonych dywanów i paparazzich. Bohaterami ośmiu dni festiwalu byli operatorzy. Ludzie, bez których nie ma filmu, a przecież w w swoich koszulach w kratę, swetrach, czapkach z daszkiem nie udają gwiazd. Jak powiedział Daniel Olbrychski, odbierając własną Złotą Żabę – to „fajni faceci”. I facetki.
Plus Camerimage - czytaj więcej
– Zawsze szczególną estymą darzyłem tych, którzy stali za kamerą – przyznał aktor. – Kiedyś mądry paulin z Jasnej Góry, patrząc na operatora Jerzego Wójcika, powiedział: „To coś niezwykłego i magicznego rozumieć światło”.
W wyścigu po Żaby
Podczas 20. edycji festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage czuło się w powietrzu cyfrową rewolucję. Imprezę otworzyła projekcja „Życia Pi” Anga Lee. Nowy film twórcy „Tajemnicy Brokeback Mountain” byłby tylko silącym się na filozofię kiczem, gdyby nie fantastyczne zdjęcia w 3D zrobione przez Claudio Mirandę. To one trzymają widza w napięciu. Ale to skrajny przypadek. W filmie „Side by Side” gość festiwalu Keanu Reeves rozmawiał z najlepszymi reżyserami i operatorami świata. Niektórzy z nich zachwycają się nowymi technologiami, inni, jak Christopher Nolan, wolą tradycyjną taśmę światłoczułą. Ale najważniejsza konstatacja, jaka wynikła z dyskusji, jest mało odkrywcza: dobre zdjęcia powinny służyć opowiadanej historii.
– Ocenialiśmy 15 filmów, a wybór nie był łatwy – stwierdził przewodniczący tegorocznego jury konkursu głównego Joel Schumacher. – To były obrazy z całego świata i zdaję sobie sprawę, ile trzeba było potu i krwi, żeby te filmy powstały.