30 lat temu, 27 stycznia 1983 roku, w wieku 69 lat zmarł Louis de Funes. Fragmenty tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej"
Zagrał w prawie 150 filmach, ale gwiazdą został... dopiero po pięćdziesiątce. "Fantomas", "Gamoń", "Wielka włóczęga", "Zwariowany weekend", "Oskar", "Hibernatus", "Mania wielkości", "Przygody rabbiego Jakuba", no i oczywiście seria przygód żandarma z Saint-Tropez - z filmu na film Louis de Funes doskonalił swój styl, charakterystyczny i nie do podrobienia. Nikt ze starszych, wielkich komików francuskiego kina nie uczynił z nerwowej gestykulacji i najdziwniejszych grymasów twarzy tak skutecznego narzędzia gry aktorskiej. Ze zwykłej na pozór sceny, w której bohater rozmawia przez telefon, de Funes potrafił stworzyć majstersztyk. Po krótkiej wymianie zdań i kilku mocnych epitetach pod adresem rozmówcy rozsierdzony de Funes rzuca słuchawkę i rozpoczyna mistrzowską pantomimę: demonstruje kostropatą powierzchowność człowieka na drugim końcu linii telefonicznej, gra na jego długim nosie, w końcu obcina go palcami jak nożycami.
W jednym z wywiadów Fufu ujawniał sekrety swojej sztuki rozśmieszania: - To jest dar, tak jak każdy rodzaj aktorstwa. Komizm jest darem. Z tym przychodzi się na świat. Mój komizm pochodzi z wnętrza. To sposób wyrazu, to strach i gnuśność, cały wachlarz ludzkich cech. Gdybym miał w tym miejscu worek trocin, niewiele bym zdziałał, ale skoro mam głowę, daję sobie radę.
Louis Germain de Funes de Gallarza urodził się w 1914 r. w Courbevoie, w rodzinie mieszkającego we Francji hiszpańskiego prawnika o szlacheckim rodowodzie. Ukończył Szkołę Fotografii Technicznej i Filmu, ale w trudnych wojennych latach imał się różnych zajęć. Był kreślarzem, dekoratorem wystaw sklepowych, pomocnikiem księgowego. W okupowanym Paryżu po nocach grywał na pianinie w klubach i stawiał pierwsze kroki na estradzie jako komik.
Na ekranie zaczął się pojawiać już w 1945 r. jako statysta i aktor drugiego planu, występował też z sukcesami w teatrze. Długo pozostawał jednak w cieniu innych wielkich aktorów, którym partnerował - Fernandela czy Jeana Marais. Naprawdę zaistniał dopiero w poł. lat 60. dzięki rolom w "Fantomasie" i "Żandarmie z Saint-Tropez".