Dzięki benedyktyńskiej pracy Tomasza Gomoli i Ernesta Rogalskiego ze studia Newborn wskrzeszona została Warszawa sprzed prawie 80 lat. Wystarczy założyć specjalne okulary i można rozpocząć spacer ulicami z 1935 roku, podziwiać kamienice, jeżdżące tramwaje, oglądać reklamy.
Jak gatunkowo określić ten film? Dokument? Z pewnością, bo wszystko zostało odtworzone z faktograficzną precyzją, na podstawie zachowanych fotografii, planów. Ale przecież w ożywionych kadrach nie ma prawdziwych ludzi i samochodów, życie w Warszawie zostało wykreowane komputerowo. A więc animacja? Tak, choć 20-minutowy film łamie bariery stylistyczne, zaciera granice między światem realnym a wirtualnym. Mogłoby to być również tło filmu s.f. czy gry komputerowej.
Kiedy na ekranie pojawia się gmach Prudentialu, dziś straszący czarnymi oknami i przeciągającym się remontem, a potem kamera przenosi nas na drugą stronę placu Napoleona (obecnie Powstańców Warszawy) i zamiast siedziby NBP widzimy majestatyczne gmachy, wiemy, że znajdujemy się w dawnej Warszawie. Po chwili jednak w tej wędrówce zaczynamy się gubić.
Realizatorzy prowadzą nas ulicą Moniuszki, nie proponując kolejnego punktu zaczepienia. Gdzieś tu powinien być gmach Filharmonii, inny niż obecny, ale pokazanie starego ułatwiłoby orientację. Dzisiejsza Marszałkowska w żaden sposób nie przypomina tamtej, ale kilka kamienic, choćby przy Sadowej, zachowało się. Może należałoby je nanieść na ożywiony w filmie lotniczy plan miasta z 1935 r.? Oglądamy z lotu ptaka ciasną zabudowę poszczególnych kwartałów Warszawy, nie wiedząc zupełnie, gdzie się znajdują.