Zrealizowany został metodą tzw. gadającej głowy. 98-letnia, znakomita aktorka przez 1,5 godziny opowiada o swoim życiu. Tylko w tle ukazują się zdjęcia, czasem fragment „Zakazanych piosenek" czy „Skarbu". Wydawałoby się, że to ryzykowne przedsięwzięcie. A jednak od ekranu nie można się oderwać.
Reżyserka Dorota Kędzierzawska i operator Arthur Reinhart od dawna przyjaźnią się z Danutą Szaflarską. To oni zaoferowali jej piękną rolę w „Pora umierać", gdzie zagrała kobietę żegnającą się z życiem. Teraz zdołali ją namówić na rozmowę przed kamerą.
Zrobili film najskromniejszy z możliwych, pozwalając widzowi na bardzo intymne obcowanie z bohaterką. Na ekranie starsza pani. Wraca do dawnych zdjęć. Wspomina dzieciństwo spędzone we wsi Kosarzyska koło Piwnicznej. Miejsce biedne, pełne ciemnoty i zabobonów. Pamięta z tamtego czasu potworne traumy – śmierć czteroletniej siostrzyczki, potem ukochanego ojca, epidemię tyfusu. Ale też matkę grającą na fortepianie, strumyk, z którym można było rozmawiać, bieganie boso po trawie. „Ta wieś mnie ukształtowała – przyznaje. – Wyniosłam z niej poczucie ślebody". „Śleboda" to po góralsku wolność. Szaflarska do dzisiaj potrafi mówić gwarą.
Są też w filmie opowieści z czasu wojny. O bombardowaniach i śmierci, która była tuż obok. O pożegnaniu na zawsze z bratem, ludziach umierających na jej oczach, ogrodzie, w którym po egzekucji Żydów pozostały złamane lilie i kałuże krwi. O głodzie wzbudzającym w człowieku najniższe instynkty. O powstaniu. O kilku żołnierzach niemieckich, którzy nienawidzili Hitlera i kiedyś aktorce pomogli, więc modliła się, żeby przeżyli wojnę. Każda z tych historii jest niezwykła, pięknie spuentowana. Wciągająca, jak i te następne – o przyjaźni z księdzem Popiełuszko, początkach zawodowej kariery, Zelwerowiczu, „Zakazanych piosenkach".