Bohaterami kina drogi bywają najczęściej oustiderzy i buntownicy podróżujący w poszukiwaniu sensu własnego istnienia. Debiutująca w fabule chilijska reżyserka Dominga Sotomayor Castillo przewrotnie wykorzystała jego konwencję do przedstawienia kameralnego rodzinnego dramatu. Weekendowa wycieczka małżeństwa z dwojgiem dzieci do odziedziczonego gdzieś na północy Chile skrawka kamienistej ziemi, oddalonego wiele kilometrów od ich miejskiego mieszkania, okaże się prawdopodobnie ostatnią wspólną wyprawą.
Rozpad związku jest już przesądzony. „Kolega zaproponował mi mieszkanie" – mówi, ściszając głos mąż do żony. Pragną bowiem rozstać się bez rozgłosu, by oszczędzić dzieciom bolesnych przeżyć. Trudną rozmowę odkładają na później, po powrocie do domu. „Ta historia jest w pewien sposób autobiograficzna, moi rodzice faktycznie się rozstali" – wyznała w wywiadach młoda reżyserka. Jednocześnie gwałtownie odżegnywała się od przypuszczeń, że jej film to rozprawa z własnymi traumami z dzieciństwa.
Dominga Sotomayor Castillo, posiłkując się konwencją kina drogi, początkowo sugeruje, że za chwilę zdarzy się coś, co zakłóci sielankę rodzinnej podróży. Ale to tylko świadoma i udana próba wprowadzenia widza w błąd. Właściwy dramat jest na wyciągnięcie ręki, nie trzeba żadnej ingerencji z zewnątrz.
Akcja w znacznej części rozgrywa się w ciasnym samochodowym wnętrzu. Ojciec prowadzi, matka pilotuje, a dzieci z perspektywy tylnego siedzenia podpatrują ich nie do końca zrozumiałe gesty, próbują rozszyfrować ukryty sens pozornie wypranych z emocji dialogów. Dziesięcioletnia córka Lucia ani tym bardziej jej młodszy brat pozornie niczego się nie domyślają. Tak się przynajmniej wydaje rodzicom. A one wiedzą, że coś jest nie tak jak zawsze. Wyczuwają konflikt, choć jego wyrazem jest jedynie wiszący w powietrzu, trudny do nazwania niepokój.