85-letni Jiro Ono jest najstarszym szefem trzygwiazdkowej kuchni na świecie. Tak ocenili jego pracę inspektorzy Michelina przyznający to najbardziej prestiżowe na świecie wyróżnienie branży gastronomicznej. Nie przeszkadzała im ani lokalizacja (restauracja znajduje się w podziemiach tokijskiego biurowca) ani, że mieści się w niej zaledwie dziewięciu gości. Karta dań też nie jest długa – sushi i tylko sushi. Miejsce trzeba rezerwować z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem, a ceny rozpoczynają się od 30 tysięcy jenów, czyli około tysiąca złotych. Jednak chętnych nie brakuje... Każdy gość dostaje 20 kawałeczków sushi. Inny jest rozmiar sushi dla pań, inny dla panów. Podaje się je w odpowiedniej kolejności, by osiągnąć idealną harmonię posiłku. Jiro wie, o czym mówi, bo filozofię tworzenia sushi zgłębia od 75 lat. I ciągle nie ma dość. Nie uważa się za mistrza, ale szokunina, czyli rzemieślnika, cierpliwie powtarzającego te same czynności, by osiągnąć efekt doskonały.
- Kochaj swoją pracę. Nie narzekaj – przedstawia swoją receptę na sukces Jiro.
Ale też opowiada, że najlepsze pomysły na sushi przychodziły do niego we śnie, a nawet bywały wizjami. W filmie Davida Gelba widzowie zobaczą go nieraz uśmiechającego się, ale jest to tylko pozór. Jego surowość znają dwaj synowie, pracownicy. Lecz nie mają do niego pretensji, bo widzą jak wymagający jest wobec siebie. Miał 9 lat, gdy rozpoczął dorosłe życie, słysząc od rodziców: "nie masz już domu". Odtąd musiał sobie radzić sam, lecz od początku wierzył w potęgę pracowitości. Synów też wychował surowo: skupiony na pracy widywał ich tak rzadko, że chłopcy traktowali go jak obcego człowieka. Ale też cały czas chciał mieć wpływ na ich życie. I ma do tej pory. Pozwolił im wprawdzie zdać maturę, ale uznał, że studia są zbyteczne, bo ważniejsza jest praca. Oczywiście w roli pomocników przygotowujących sushi. Starszy, 50-letni syn wie, że przejmie sukcesję po ojcu, ale wciąż nie jest na swoim. Młodszy otworzył własną restaurację, ale z przyzwoleniem ojca. I uważa, że nigdy mu nie dorówna... Dla nas pokazane w dokumencie relacje rodzinne, zawodowe i międzyludzkie są trudne do pojęcia. W kraju Kwitnącej Wiśni zhierarchizowane relacje są oczywiste. Tak jak to, że sprzedawca ryżu, czy ryb na targu, nie sprzeda ich każdemu. Bo nie wystarczy mieć pieniądze, by nabyć najlepszej jakości ryż.
- Jak mógłbym go sprzedać komuś, kto nie będzie go umiał przyrządzić? – dziwi się dostawca ryżu.
I w tej hierarchii Jiro jest na samej górze – cieszy się szacunkiem, bo jest fachowcem.