Roman Polański - 80. rodziny

W niedzielę Roman Polański kończy 80 lat. Nie wygląda na tyle ani on sam, ani jego filmy, które mimo upływu czasu wciąż intrygują.

Publikacja: 17.08.2013 13:30

Roman Polański - 80. rodziny

Foto: AFP

Przyjechał w tym roku, w maju, do Cannes, by na festiwalu promować swój film „Wenus w futrze". Zobaczyłam go w hotelu Carlton. Szedł przez długi hol, wzdłuż kawiarni. A właściwie nie szedł, lecz niemal biegł. Niewysoki, drobny, w dżinsach i w koszuli, sprawiał wrażenie młodego, kipiącego energią człowieka. Nikt nie mógłby mu dać 80 lat.

Zobacz galerię zdjęć

Ma na koncie 20 filmów fabularnych, prawie 30 ról i epizodów, kilka głośnych przedstawień teatralnych. Jako reżyser był czterokrotnie nominowany do Oscara, zdobył statuetkę za „Pianistę". Za ten sam film dostał Złotą Palmę w Cannes, „Matnia" przyniosła mu Złotego Niedźwiedzia w Berlinie, odebrał też dwa Srebrne Niedźwiedzie – za „Wstręt" i „Autora widmo". Wenecja uhonorowała go Złotym Lwem za całokształt twórczości, Karlowe Wary – Złotym Globusem za wkład w rozwój światowego kina. Zebrał kolekcję innych laurów: francuskie Cezary, brytyjskie BAFT-y, włoskie Donatelle, polskie Orły, hiszpańskie Goye, czeskie Lwy, nagrody krytyków z całego świata, m.in. amerykańskie Złote Globy.

Intrygująca Wenus

Życie go nie oszczędzało. Mówi się, że los każdego człowieka jest materiałem na jedną książkę. Tego, co przeżył Polański, wystarczyłoby na kilka powieści. Tragiczne, wojenne dzieciństwo, młodość w PRL, do którego ze swoją fantazją i tęsknotą za wolnością kompletnie nie pasował, emigracja, kariera w Hollywood, tragedia, jaką przeżył, gdy banda Mansona zamordowała jego ciężarną żonę i przyjaciół.

Jest też rozdział, w którym był bohaterem negatywnym – historia gwałtu na 13-letniej Samancie Gailey, sprawa ciągnąca się do dziś. Mimo ugody z ofiarą Polański nie może wrócić do USA, mieszka i pracuje głównie w Paryżu. Od 24 lat jest mężem aktorki Emmanuelle Seigner, mają dwoje dzieci.

Pełen życiowej energii, zachował też młodość jako artysta. Jego ostatnie filmy „Autor widmo", „Rzeź", „Wenus w futrze" świadczą, że jest w wyśmienitej formie twórczej. Prowokuje, szuka nowego języka, eksperymentuje.

Pokazana w tym roku w Cannes „Wenus w futrze" to ekranizacja sztuki Davida Ivesa – historia reżysera, który szuka aktorki mogącej zagrać główną rolę w spektaklu opartym na erotycznej prozie Leopolda von Sachera-Masocha. To także opowieść o rolach, jakie w życiu gramy. O uzależnieniu i namiętnościach. Ale też o procesie tworzenia i relacjach reżyser – aktor. I koncert gry Emmanuelle Seigner i Mathieu Amalrica.

– Od czasów „Noża w wodzie", który był filmem z trójką aktorów, obiecywałem sobie, że kiedyś zrobię film z dwojgiem wykonawców – mówił mi w czasie wywiadu.

„Wenus w futrze" ani przez chwilę nie nuży. Intelektualno-emocjonalną rozgrywkę między reżyserem i aktorką ogląda się jak thriller, z rosnącym napięciem. Wielka perfekcja realizacyjna łączy się z wyczuciem współczesności.

Pomnik szafy

Kino Polańskiego zadziwiająco wręcz oparło się upływowi czasu. Etiuda „Dwaj ludzie z szafą" fascynuje do dzisiaj. Przekonuje jej surrealistyczny humor, z jakim opowiadał o rozpaczliwej próbie asymilacji w społeczeństwie, o nieakceptowaniu inności, nietolerancji. Nie bez powodu przed pięcioma laty w pobliżu sopockiego molo, w miejscu, gdzie pół wieku wcześniej z morza wyszło dwóch facetów niosących szafę, odsłonięty został pomnik autorstwa Pawła Althamera i Jacka Adamasa.

Ciągle niepokoją jego dawne filmy. „Nóż w wodzie" doczekał się remake'u w 2004 roku. Tyle że reżyser Jan Hryniak w „Trzecim" odwrócił sytuację. Starszemu konformiście-karierowiczowi, który na jachcie spędza czas z piękną żoną, Polański przeciwstawił młodość przygodnego autostopowicza. Pół wieku później to starszy, nie spieszący się już donikąd mężczyzna konkuruje o względy kobiety z młodym yuppie. Obrazem ciekawszym – opowiadającym o obłudzie i upadku idealizmu – okazał się „Nóż w wodzie".

Z kolei stosunki podległości i uzależnienie psychiczne, kryjące się pod zewnętrzną, czasem nawet sensacyjną akcją, intrygują niezmiennie w „Matni", „Gorzkich godach", „Śmierci i dziewczynie" i w „Wenus w futrze". Stale bolesne są jego studia schizofrenii we „Wstręcie" i w „Lokatorze", gdzie wrogość ksenofobicznego otoczenia uaktywnia w wyobcowanym emigrancie chorobę psychiczną. A także w jednym z najważniejszych obrazów Polańskiego, jego pierwszym, wielkim sukcesie amerykańskim „Dziecku Rosemary". Tu rozegrał akcję tak, by interpretację pozostawić widzowi: jedni potraktowali film jako satanistyczny, inni jako kolejną opowieść o obłędzie i o... wielkiej macierzyńskiej miłości.

Zabawa gatunkami

Jego filmy są niejednoznaczne i wyrafinowane, a reżyser bawi się gatunkami, wzbogacając je o swoją wrażliwość. „Chinatown" będący szczytem jego amerykańskiej kariery, utrzymany w stylu czarnych kryminałów z lat 40., to film jednocześnie nowoczesny i gorzki. Rzadko się zdarza w kinie amerykańskim, by odkrycie prawdy nie prowadziło do happy endu, lecz do bólu i przegranej. Historia detektywa „o nikczemnie banalnej twarzy" Jacka Nicholsona była pełna meandrów i tajemnic. Z kolei europejskie filmy Polańskiego, jak „Tess" czy dla niego osobiście najważniejszy „Pianista" – zrealizowane są z hollywoodzką perfekcją.

– Europejscy reżyserzy nie są przyzwyczajeni do tego, że film trzeba sprzedawać. Polański jest jednym z nielicznych twórców europejskich, który godzi artyzm z komercją – opowiadał mi znakomity operator Vilmos Zsigmont.

Nic dziwnego, że do Polańskiego garną się aktorzy. Jack Nicholson błyszczał w „Chinatown". Mia Farrow rozkwitła w „Dziecku Rosemary", choć podobno stało się to przyczyną jej rozwodu z Frankiem Sinatrą, który chciał, żeby w tym czasie zagrała w jego filmie. Mia przeżyła osobisty dramat, ale rola u Polańskiego okazała się jej wielkim sukcesem.

– Współpraca z nim to był punkt zwrotny w mojej karierze i wielkie, głębokie przeżycie – przyznał Adrien Brody, nagrodzony Oscarem za rolę w „Pianiście". – Nie każdy aktor dostaje w swojej karierze taką szansę. Ten film pomógł mi dojrzeć, przewartościować wiele spraw w życiu.

Precyzja na planie

Praca z Romanem Polańskim nie jest łatwa. Bywa, że dochodzi do ostrych konfliktów, jak w przypadku Johna Travolty, który wycofał się po pierwszych zdjęciach „Sobowtóra", a Polański nigdy tego filmu już nie nakręcił. Ale na ogół nikt nie narzeka. Po premierze „Autora widmo" Pierce Brosnan powiedział mi:

– On potwornie szybko myśli, jest precyzyjny, sam wszystkiego dopilnowuje i ma jasną wizję tego, co chce osiągnąć. Gdy coś się nie udaje, może bardzo mocno uderzyć. Niemal zabić swoimi uwagami i komentarzami. Aktor musi być na to przygotowany i znać swoją wartość, żeby się nie załamać. Ale trzeba zaciąć zęby i przetrwać, bo Roman nie chce nikogo poniżyć. Zależy mu na tym, żeby w filmie wszystko było na najwyższym poziomie.

– Potrafi na planie wybuchnąć – wspomina Ewan MacGregor. – Kiedy cokolwiek mu nie odpowiada, gotowy jest sam zastąpić oświetlacza, operatora, rekwizytora, kostiumologa. Aktora nie może, ale gdy jest niezadowolony, demonstruje, jak scena powinna wyglądać. Jednak trzeba to zrozumieć – on jest prawdziwym artystą.

Trudno przecenić wpływ, jaki twórczość Polańskiego wywarła na innych artystów. W czasie moich rozmów z reżyserami z wielu krajów świata, jego nazwisko pada często. Zafascynowaniu jego filmami ulegli zarówno Francuz Olivier Babinet, Koreańczyk Park Chan-wook, jak i Amerykanie: od Darrena Aronofsky'ego do Martina Scorsese. Twórca „Rewersu" Borys Lankosz przyznaje, że jako chłopak porzucił marzenia o karierze muzycznej i zwrócił się ku kinu, gdy obejrzał filmy Polańskiego. A znakomity reżyser turecki Nuri Bolge Ceylan opowiadał mi:

– Przeczytałem autobiografię „Roman by Roman" i poczułem się, jakby dotknęła mnie różdżka tajemniczej wróżki. Potem obejrzałem „Nóż w wodzie" i zrozumiałem, że można stworzyć piękne dzieło, mając małą grupę współpracowników i niewielkie pieniądze. Uzmysłowiłem sobie, jak wysoko może zajść człowiek po zakrętach życiowych i tragediach. Człowiek, który potrafi marzyć.

Mam wrażenie, że 80-letni Roman Polański marzy dalej. Właśnie przygotowuje kolejną, wielką produkcję. Film o XIX-wiecznej sprawie Alfreda Dreyfusa będzie z pewnością gorzkim komentarzem do współczesności.

Przyjechał w tym roku, w maju, do Cannes, by na festiwalu promować swój film „Wenus w futrze". Zobaczyłam go w hotelu Carlton. Szedł przez długi hol, wzdłuż kawiarni. A właściwie nie szedł, lecz niemal biegł. Niewysoki, drobny, w dżinsach i w koszuli, sprawiał wrażenie młodego, kipiącego energią człowieka. Nikt nie mógłby mu dać 80 lat.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 95% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił