Przyjechał w tym roku, w maju, do Cannes, by na festiwalu promować swój film „Wenus w futrze". Zobaczyłam go w hotelu Carlton. Szedł przez długi hol, wzdłuż kawiarni. A właściwie nie szedł, lecz niemal biegł. Niewysoki, drobny, w dżinsach i w koszuli, sprawiał wrażenie młodego, kipiącego energią człowieka. Nikt nie mógłby mu dać 80 lat.
Ma na koncie 20 filmów fabularnych, prawie 30 ról i epizodów, kilka głośnych przedstawień teatralnych. Jako reżyser był czterokrotnie nominowany do Oscara, zdobył statuetkę za „Pianistę". Za ten sam film dostał Złotą Palmę w Cannes, „Matnia" przyniosła mu Złotego Niedźwiedzia w Berlinie, odebrał też dwa Srebrne Niedźwiedzie – za „Wstręt" i „Autora widmo". Wenecja uhonorowała go Złotym Lwem za całokształt twórczości, Karlowe Wary – Złotym Globusem za wkład w rozwój światowego kina. Zebrał kolekcję innych laurów: francuskie Cezary, brytyjskie BAFT-y, włoskie Donatelle, polskie Orły, hiszpańskie Goye, czeskie Lwy, nagrody krytyków z całego świata, m.in. amerykańskie Złote Globy.
Intrygująca Wenus
Życie go nie oszczędzało. Mówi się, że los każdego człowieka jest materiałem na jedną książkę. Tego, co przeżył Polański, wystarczyłoby na kilka powieści. Tragiczne, wojenne dzieciństwo, młodość w PRL, do którego ze swoją fantazją i tęsknotą za wolnością kompletnie nie pasował, emigracja, kariera w Hollywood, tragedia, jaką przeżył, gdy banda Mansona zamordowała jego ciężarną żonę i przyjaciół.
Jest też rozdział, w którym był bohaterem negatywnym – historia gwałtu na 13-letniej Samancie Gailey, sprawa ciągnąca się do dziś. Mimo ugody z ofiarą Polański nie może wrócić do USA, mieszka i pracuje głównie w Paryżu. Od 24 lat jest mężem aktorki Emmanuelle Seigner, mają dwoje dzieci.