Z wizytą na największą wyspę Karaibów pojechał reporter BBC, Simon Reeve. Pozwolono mu wjechać na Kubę pod warunkiem, że nie spotka się ze znanymi dysydentami, choć dano zgodę na rozmowy ze zwykłymi ludźmi o ich codziennym życiu.
- Przekonam się, kto należy do zwycięzców, a kto do przegranych tej rewolucji – mówił Reeve rozpoczynając wizytę.
W dwumilionowej dziś Hawanie spotkał uśmiechniętych ludzi, choć powodów do radości nie mają na co dzień zbyt dużo... Jednak wielu Kubańczyków jest dumnych z dokonań rewolucji. Komuniści po dojściu do władzy zapewnili wszystkim emerytury i darmowe pogrzeby. Zwalczono analfabetyzm, wzrosła przeciętna długość życia, ponieważ Castro inwestował w opiekę zdrowotną, a także w oświatę i sztukę. Ta ostatnia była ważną częścią wizji nowej Kuby Fidela Castro. Balet, który w większości krajów jest przywilejem elit, na Kubie jest rozrywką dla ludu. Za bilet do Ballet Nacional, jednego z najwybitniejszych zespołów na świecie, zagraniczny turysta musi zapłacić około 30 dolarów.
- Większość widzów to Kubańczycy, których bilet kosztuje dużo mniej, najtańszy - około 30 centów – mówi Reeve. - Naprawdę tanio.
Z drugiej strony, według organizacji Human Rights Watch Kuba jest jedynym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym nie jest możliwa żadna forma sprzeciwu w polityce. Dysydenci są śledzeni, szykanowani i wtrącani do więzienia, dlatego bardzo niewielu Kubańczyków chce publicznie krytykować władze. A jest co. Przydziały kartkowe zapewniają jedenastu milionom Kubańczyków jedynie najbardziej podstawowe produkty żywnościowe. Cała gospodarka kraju jest w stanie załamania. To zmusiło władze do zezwolenia ludziom na pracę na własny rachunek.