Prostytutki, narkotyki, niekończąca się zabawa i wielkie fortuny – ten film sprawia wrażenie żartu w złym smaku. Tymczasem jest ekranizacją wspomnień nowojorskiego brokera Jordana Belforta.
Magazyn „Forbes" nazwał go zakręconym Robin ?Hoodem, który zabiera bogatym, by wszystko zgarnąć dla siebie. Jako nieśmiały chłopiec zjawił się na Wall Street, a pierwszy szef dał mu radę: klucz do sukcesu to kokaina, dziwki i luz.
Jordan zrozumiał. Nim skończył 25 lat, jego majątek szacowano na ćwierć miliarda dolarów. „W 26. roku życia zarobiłem 49 milionów dolarów, co mnie mocno wkurzyło, bo zabrakło mi trzech milionów, żeby mieć średnią miliona tygodniowo" – mówił bez ogródek.
Założona przez niego firma Stratton Oakmont zajmowała się obrotem pozagiełdowym. Zatrudniała ponad tysiąc maklerów, a łączna wartość wyemitowanych akcji wyniosła ponad miliard dolarów. Ale Belfort prał brudne pieniądze, dokonywał nieuczciwych manipulacji. I szalał, zresztą razem ze swoimi pracownikami. Urządzał w firmie balangi, kupował samoloty, a jego oczkiem w głowie był jacht „Nadine" za 37 mln dolarów, zbudowany dla Coco Chanel.
Martin Scorsese pokazuje błyskawiczną drogę ku fortunie i chłopaka, który zatraca poczucie rzeczywistości i przyzwoitość. Belfort z pełną świadomością żeruje na naiwności ludzi, którym obiecuje złote góry. A do pracowników wygłasza płomienne mowy: „Oszukujcie, bądźcie bezwzględni, liczą się tylko dolary w naszej kieszeni".