Jak się bawić, oszukując innych

Martin Scorsese pokazuje nowojorską giełdę ?w krzywym zwierciadle. Jego „Wilk Wall Street" ?od piątku w kinach - pisze Barbara Hollender.

Aktualizacja: 02.01.2014 15:09 Publikacja: 01.01.2014 17:57

„Wilk Wall Street"

„Wilk Wall Street"

Foto: Monolith films

Prostytutki, narkotyki, niekończąca się zabawa i wielkie fortuny –  ten film sprawia wrażenie żartu w złym smaku. Tymczasem jest ekranizacją wspomnień nowojorskiego brokera Jordana Belforta.

Magazyn „Forbes" nazwał go zakręconym Robin ?Hoodem, który zabiera bogatym, by wszystko zgarnąć dla siebie. Jako nieśmiały chłopiec zjawił się na Wall Street, a pierwszy szef dał mu radę: klucz do sukcesu to kokaina, dziwki i luz.

Jordan zrozumiał. Nim skończył 25 lat, jego majątek szacowano na ćwierć miliarda dolarów. „W 26. roku życia zarobiłem 49 milionów dolarów, co mnie mocno wkurzyło, bo zabrakło mi trzech milionów, żeby mieć średnią miliona tygodniowo" – mówił bez ogródek.

Założona przez niego firma Stratton Oakmont zajmowała się obrotem pozagiełdowym. Zatrudniała ponad tysiąc maklerów, a łączna wartość wyemitowanych akcji wyniosła ponad miliard dolarów. Ale Belfort prał brudne pieniądze, dokonywał nieuczciwych manipulacji. I szalał, zresztą razem ze swoimi pracownikami. Urządzał w firmie balangi, kupował samoloty, a jego oczkiem w głowie był jacht „Nadine" za 37 mln dolarów, zbudowany dla Coco Chanel.

Martin Scorsese pokazuje błyskawiczną drogę ku fortunie i chłopaka, który zatraca poczucie rzeczywistości i przyzwoitość. Belfort z pełną świadomością żeruje na naiwności ludzi, którym obiecuje złote góry. A do pracowników wygłasza płomienne mowy: „Oszukujcie, bądźcie bezwzględni, liczą się tylko dolary w naszej kieszeni".

W przerysowanej formie Scorsese szkicuje ten rodzaj deprawacji, która mogła doprowadzić do kryzysu 2008 r. Śledzi też upadek  Belforta, który został skazany na 22 miesiące więzienia. Tylko tyle, bo współpracował z FBI, sypiąc współpracowników i przyjaciół.

Film zachwyca energią, tempem, kolorytem. Bohaterowie na swój sposób wydają się atrakcyjni, w pierwszej chwili budzą sympatię. Ale kilka dni temu na łamach „LA Weekly"  opublikowano list córki jednego z przyjaciół Belforta. Pisze ona o krzywdach, jakie wyrządził jej ojciec, o długach, które musiała spłacać, i upokorzeniach: „Martin, twój film jest lekkomyślną próbą udawania, że tego typu historie są zabawne, nawet jeśli kraj stoi na skraju kolejnego skandalu z Wall Street" – kończy list Christina Prousalis.

W tytułowej roli świetną kreację tworzy Leonardo DiCaprio. Jak zawsze doskonałe są zdjęcia Rodrigo Prieto oraz perfekcyjny i dynamiczny montaż Thelmy Schoonmaker.

A jednak trzygodzinny film nuży. Mnożenie scen orgii nie posuwa akcji, giną portrety psychologiczne bohaterów, analiza Wall Street jest bardzo powierzchowna. Może dzieje się tak dlatego, że scenarzyści podążają za opisem samego Jordana Belforta, który po odsiedzeniu kary postanowił zarobić na upadku, pisząc książkę. A czy grzesznik, nawet nawrócony, potrafi spojrzeć na siebie obiektywnie?

„Wilk z Wall Street" to  opowieść o zdeprawowanym showmanie, a nie o chciwości współczesnego społeczeństwa i bezwzględności tych, którzy robią fortuny na giełdzie. Gordon Gekko, bohater filmu Olivera Stone'a sprzed ćwierć wieku, wciąż jest najciekawszą postacią, jaka z Wall Street trafiła na ekran.

Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta