Tadeusz Różewicz nie miał bliskich związków z kinem. Ale miał brata – zmarłego przed pięcioma laty Stanisława Różewicza, wspaniałego reżysera, niezwykłego człowieka. I od połowy lat 50. aż do początku 70. bywał scenarzystą filmów brata.
– Dobrze nam się razem pracowało, nasze światy były podobne – powiedział mi kiedyś Stanisław Różewicz. – Jesteśmy ludźmi o różnych charakterach, niekiedy mówimy różnymi głosami. Ale łączą nas wspólne przeżycia, podobne wartości, do których przywiązujemy wagę. Tadeusz nauczył mnie dyscypliny formalnej, wręcz zgrzebności formy, cenienia słowa. Dlatego metafora w filmie bywa dla mnie czymś podejrzanym. Wolę, gdy do rangi metafory urastają realne sytuacje.
Rodzinny dom
Było ich trzech. Najmłodszy, Stanisław, urodził się w 1924 roku, Tadeusz – rocznik 1921 i najstarszy Janusz. Zginął w czasie wojny zamordowany przez gestapo. Wychowali się w Radomsku.
– To było nieduże miasteczko, ale kwitło w nim dosyć życie kulturalne – opowiadał Stanisław Różewicz. – W jedynym kinie była też scena. Od czasu do czasu przyjeżdżał do Radomska teatr Juliusza Osterwy, spektakle przygotowywały też miejscowe środowiska: przedstawienia w rodzaju jasełek czy „Żyda w beczce", ale miały swój koloryt.
Ojciec był urzędnikiem sądowym. Dojeżdżał codziennie pociągiem do częstochowskiego sądu. Matka prowadziła dom. Obaj zawsze mówili, że wszystko, co w nich najlepsze, wynieśli z domu. Wierność pewnym ideałom, przeświadczenie, że nie wolno kłamać. – U nas nie mówiło się głośno o Polsce, o ojczyźnie, ale doskonale wiedzieliśmy, co oznacza powinność wobec własnego kraju – opowiadał Stanisław Różewicz.