Czy w kinie jest jeszcze miejsce dla kampu, którego śmierć ogłosiła już w latach 90. Fran Lebowitz? Czy ta z natury subwersywna, „undergroundowa wrażliwość" rzeczywiście straciła prawo istnienia i została wchłonięta przez mainstream? „Eastern Boys" Robina Campillo, zwycięzca festiwalu Off Plus Camera, wydaje się potwierdzać obserwację Lebowitz.
W zasadzie trudno jednoznacznie określić, czym jest kamp. Susan Sontag, otwierając dyskusję na ten temat swoimi słynnymi „Notatkami o kampie" (1964), stwierdziła, że jest to rodzaj wrażliwości i ezopowego języka, który jest zrozumiały i od razu rozpoznawalny jedynie dla gejów. W celu podkreślenia performatywnego charakteru ról płciowych, estetyka kampowa opiera się na sztuczności, przerysowaniu, ironicznym poczuciu humoru czy zamiłowaniu do używania świadomego kiczu. Ostentacyjne i przesadne odgrywanie społecznie narzuconych ról, nie stanowi jednak dla twórców kampowych tylko zabawy. Jest to sfera wolności ich ekspresji, ale także świadectwo nacisku, jakiemu podlegają. Dlatego Philip Core nazwał kamp „kłamstwem, które mówi prawdę" [1]. Prawdę o mechanizmach represji stosowanych w życiu społecznym. Od wielu lat można jednak poruszać w kinie wątki LGBT, nie odwołując się do kampowej wrażliwości. Mimo to istnieją twórcy, którzy nadal po nią sięgają. Warto zastanowić się – dlaczego?