Terry Gilliam posiada status dobrze rozpoznanego klasyka docenianego za wizjonerską erudycję i nieskrępowaną fantazję, obowiązkowo kojarzonego z grupą Monty'ego Pythona. Ów gawędziarski żywioł dominuje również w najnowszej produkcji Gilliama – „Teoria wszystkiego" to dygresyjny i pesymistyczny traktat o życiu klasy kreatywnej.
Przed trzema laty retrospektywie twórczości Terry'ego Gilliama podczas festiwalu „Nowe Horyzonty" towarzyszyła publikacja zatytułowana „Wunderkamera". Jej autorzy, aby uchwycić specyfikę metody twórczej autora „12 Małp", zestawili sposób pracy reżysera z tytułową XVIII-wieczną modą na kolekcjonowanie oryginalnych, często egzotycznych przedmiotów w prywatnych gabinetach osobliwości należących do bogatej arystokracji. Twórczość Gilliama odczytana została jako rodzaj kolażu złożonego z wciąż powracających autorskich figur, motywów i przedmiotów, które skojarzone ze sobą w różnych konfiguracjach ujawniać miały nieoczywiste związki, pracując na rzecz spójności całego obrazu. W tej interpretacji Gilliam zostaje obsadzony w roli kogoś pokroju kustosza barwnej kolekcji, uchylającego co jakiś czas drzwi do swej rupieciarni. Samo doświadczenie oglądania muzealnej ekspozycji wyraźnie obecne było w jego filmach rozgrywających się w XIX wieku – takich jak np. „Przygody barona Munchausena".
Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej